Kryteria wyboru psa do adopcji (cz. 2)


O pytaniach które powinno się sobie postawić przed adopcją psa wspominałam już w tym wpisie. Osobiście nie do końca przemyślałam jakiego chciałabym mieć psa, ale hurraoptymistycznie pojechałam do schroniska pełna wiary, że wezmę tego najstarszego, najsmutniejszego i najbiedniejszego. I to myślenie się bardzo na mnie zemściło, bo piesek miał być mały i starszawy, a wyszłam z młod(sz)ym i większym.

Czego jeszcze nie przemyślałam?


5) Ilość środków finansowych do dyspozycji na cele związane z psem

Są opłaty oczywiste - są to ceny szczepień, tego się nie przeskoczy. Reszta jest już bardzo umowna. Legowisko pchlarza kupiłam w lumpeksie za jakieś czternaście złotych. Wybraliśmy też prostą smycz i obrożę. Początkowo miał jednego kongopodobnego gryzaka i piłkę tenisową. Do dzisiaj mamy tanią, bardzo prostą matę węchową kupioną od wolontariuszy Sopotkowa. Największym zakupem na początek była kennel klatka (ok. 170 zł) i bramka na schody (175 zł.). Kompletnie nie przeliczyłam innych kosztów utrzymania, ale może i dobrze, bo mogłabym speniać. 

Przed adopcją polecam pójść sobie do jakiegoś sklepu zoologicznego, wziąć do ręki kilka paczek suchej karmy i zobaczyć nawet nie ceny, ale ile porcji zawiera jedno opakowanie. Zanim przeszliśmy na BARF kupiłam mały worek Brita, który przy 20 kilogramowym psie starczyłby mi na pięć dni. Nie chciałam futrować kundla tanią karmą z ligi Puffli albo Pedigree, ale jednocześnie nie miałam bladego pojęcia ile kosztują lepsze karmy. A Brit to dalej nie jest najlepsze co rynek ma do zaoferowania i kiedy znalazłam Orijena to dostałam mikrozawału. Z perspektywy czasu TRZEBA mieć świadomość, ile wychodzi żywienie psa na dobę, bo to jednak ogranicza ryzyko porzucenia psa kiedy koszty nas przerosną.

I nie uważam, że osoby karmiące karmami wyprodukowanymi przez MARS są jakieś gorsze albo niedouczone, sama całe życie myślałam, że Pedigree to rarytas. Aczkolwiek zakładam, że jeśli ktoś czyta bloga o psich adopcjach, to interesuje się swoim przyszłym lub obecnym psem na tyle, że chce go karmić lepiej. Lepiej, ale ciągle na miarę swojego portfela. Także biorąc pod uwagę samo żywienie psa należy się poważnie zastanowić, jakie gabaryty jesteśmy w stanie wykarmić, szczególnie, jeśli weźmiemy staruszka i okaże się, że coś z nerkami, trzustka nie wyrabia, jakieś alergie, może nietolerancje i nagle weterynarz podsuwa remedium w postaci Royal Canin Veterinary, bagatela 16 zyko za puszkę. Duży pies oznacza więcej karmy. Duży pies pracujący - jeszcze więcej karmy. Duży pies z chorą trzustką - dużo drogiej karmy albo robienie notatek z BARFa dla trzustkowców.

Z kosztami weterynaryjnymi można mieć po prostu pecha i wziąć młodzika, którego zdrowie się sypnie albo staruszka, który nawet nie kichnie całe życie, ale im większy pies, tym większe koszty związane z odrobaczaniem, stosowaniem leków typu Simparica, groomerem, droższy koszt pobytu na wakacjach, większe legowiska, większa kennel klatka i tak dalej. To nie są jakieś porażające pieniądze, ale fajnie mieć ich świadomość, jeśli zamierzamy psa trzymać w mieszkaniu, a nie w kojcu.

6) Stan zdrowia

To o czym teraz napiszę, jest moim wyrzutem sumienia. Poprosiliśmy pracownicę schroniska, żeby pokazała nam starsze pieski, które długo czekają już na adopcje. Prawie wszystkie były na specjalistycznej karmie bo trzustka albo miały chore stawy i trzecie piętro było realną przeszkodą do adopcji. Nie zdecydowaliśmy się, bo nie miałam bladego pojęcia o karmieniu psa trzustkowego i bardzo się bałam konsekwencji. Wyszło tak, że najpierw bohatersko zadeklarowaliśmy, że chcemy psiego emeryta, a potem się z tego po angielsku wycofaliśmy. 

Leczenie psa jest drogie. Po prostu jest. Przez jakiś czas chodziłam do taniego, lokalnego weterynarza, który przekreślił wszystkie swoje kompetencje, kiedy poprawił moje "suka jest wykastrowana", na "sukę się sterylizuję, proszę paniom!". Nie mówię, że suk się nie sterylizuje, bo to jest jak najbardziej możliwe, ale moja suczka jest wykastrowana i rozróżniam te dwa zabiegi. Bardzo polecani weterynarze w regionie prowadzą swoje praktyki w taki sposób, że kiedy dzwonię i pytam o cenę badania moczu, to pani uprzejmie mnie informuje, że same badanie moczu nic nie daje i ona do pełnej diagnostyki potrzebuje jeszcze morfologii i rozszerzonej biochemii, potem może jakieś USG, i to będzie 250 złotych. Inaczej nie będzie marnować mojego i swojego czasu i nie zamierza diagnozować psa na oko. I pogadane. 

Doliczmy jeszcze ceny obowiązkowej kastracji i sterylizacji. Podczas adopcji psa dostaliśmy skierowanie na bezpłatną kastrację, tyle tylko że w mieście położonym 60 kilometrów od naszego. Pojechaliśmy, bo cena kastracji w naszym miasteczku zaczynała się od 350 złotych przy normalnej narkozie, bez leków i kołnierza. Kastracja suczek jest odpowiednio droższa, więc trochę się ucieszyliśmy, kiedy sukę adoptowaliśmy już po zabiegu. Tyle tylko, że ten zabieg był robiony trochę budżetowo i zrobiła się przepuklina. Na razie niewielka, ale możliwe że będzie wymagała korekty chirurgicznej w przyszłości.   

Adopcja przewlekle chorego psa to ryzyko ponoszenia kosztów. I to jest bardzo przykre. Oczywiście liczę się z tym, że moje raptem kilkuletnie kundle mogą się w każdej chwili rozchorować albo czeka je smutna starość, ale to innego rodzaju świadomość niż ta która towarzyszy adopcji chorego zwierzęcia. 

Jest mi z tą myślą ciężko. Kocham moje psy, ale muszę żyć ze świadomością (a raczej jej brakiem) jakiego miałabym mieć czworonożnego przyjaciela, gdybym zabrała psa chorego z naprawdę niewielkimi szansami na dom.

7) Znane informacje o przeszłości, w tym przede wszystkim warunki bytowe

Zakładam, że fundacje i schroniska z zasady nie zatajają istotnych informacji o psie i tego się trzymajmy. O pchlarzu uczciwie nam powiedziano że był odłowiony miesiąc wcześniej i niewiele o nim wiadomo. Dawno temu byłam na wykładzie w schronisku i prowadzący powiedział, że byłoby całkiem spoko, gdyby osoby wyrzucające psa przypinały mu zawieszkę z informacją za co wyleciał. W tym punkcie znowu rozbiłam się o moje mokre sny o byciu dobroczyńcą - starsze psy w przewadze pochodziły z dwóch źródeł; albo zostały interwencyjnie zdjęte z łańcucha i nigdy nie były psami domowymi albo zmarł im właściciel i psy miały opinię wycofanych i niepewnych. Wróciliśmy do punktu wyjścia, którym było wynajmowane mieszkanie, o które byliśmy zobligowani dbać, więc pies podwórkowy mógł (ale nie musiał) narobić szkód i nie ogarniać rzeczywistości. 

Co jeszcze warto wziąć pod uwagę - dzieci, szczególnie małe dzieci. Suka w opisie miała zaznaczone, że nie zostanie wydana do domu z dziećmi. Z perspektywy czasu nie jestem pewna jakie było uzasadnienie, bo jej stosunek do małych ludzi jest poprawny - ma co prawda problem z głośnymi dźwiękami i nie potrafi się bawić, ale nie ma problemu z tulaniem. Nie lubi dorosłych mężczyzn, ale tacy małoletni są nawet okej. 

Trzeba uwzględnić inne zwierzęta. Również takie, które mogą pojawić się w planach. Pies którego oryginalnie planowaliśmy zaadoptować na podstawie opisu ze strony, okazał się nie tolerować innych samców. Dwa inne które wpadły nam w oko ogółem nie tolerują niczego co nie jest człowiekiem, a jeśli taki pies waży 35 kilo i jest w pełni sił to powodzenia na spacerze po psiarskim osiedlu. Protip - dotyczy również drobiu, jeśli planujemy mieszkać na wsi.

O naszych psach nie wiedzieliśmy wiele, ale troszkę byliśmy w stanie wywnioskować. Pchlarz znał komendy "siad" i "daj łapkę". Nie wchodził na kanapę nawet do tego zachęcany i nie potrafił wsiąść do auta. Kompletnie nie potrafił szarpać żywności na mniejsze kawałki, udo z kurczaka trzeba było mu trzymać za kość i uczyć jedzenia, bo inaczej tylko lizał go bezradnie. Podejrzanie szybko nauczył się aportowania. Od dnia zero perfekcyjnie równał do nogi - przednie łapki były na poziomie moich nóg. Zdarzyło mu się załatwić się w mieszkaniu, kiedy na początku miał duże zatrucie pokarmowe i później, kiedy zbyt łapczywie wypijał na raz za duże ilości wody, ale to były jednostkowe incydenty.

Sunia nieszczególnie radziła sobie ze smyczą, ale bardzo szybko ogarnęła wchodzenie do samochodu. Niestety równie szybko nauczyła się wchodzić na kanapę. Przez pierwsze trzy miesiące miała problem ze schodami i musiała koniecznie iść przyklejona do ściany - jeśli na jej drodze pojawiała się jakaś przeszkoda, wpadała w panikę i nie chciała iść w ogóle. Bała się wchodzenia do pomieszczeń. Nie bała się za to sprzętów domowych, takich jak odkurzacz. Nie znała żadnych komend, kiepsko pracowała na jedzenie, miała bardzo niski poziom zaufania do człowieka i nauka przywołania zajęła nam około miesiąca (dla mnie) i jakiś kwartał dla narzeczonego. Bała się głośnych dźwięków i gestu gwałltownie podnoszonej ręki (jak do uderzenia). Nigdy nie załatwiła się w mieszkaniu. Została odłowiona jako pies zdziczały, ale mogła być kiedyś domowa. 

8) Preferencje estetyczne

O adopcji kundelków polecam poczytać TUTAJ, na bardzo prawdziwym blogu Oczami Bezdomnego Psa. Podlinkowałam ten wpis, chociaż w gruncie rzeczy jest on bardzo niekomfortowy.

Niby było tak, że nieszczególnie interesowały mnie psy "w typie", ale jednak poszłam na spacer z prześliczną suczką wyżła i pytałam o jeszcze śliczniejszą suczkę w typie owczarka szwajcarskiego. Mogę sobie wmawiać, że to przypadek, ale można sobie wmówić wszystko. Ustaliliśmy tylko tyle, że nie chcemy niczego terierowatego z uwagi na gryzoniowych rezydentów i ryzyko skakania po klatce. Paradoksalnie, bardzo dużo psów które były już dłużej w schronisku było terierowate. 

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jak ktoś chce psa to pokocha każdego albo kundelek kocha bardziej czy cokolwiek w tym guście. Wiedziałam, że są pewne typy które mi się nie podobają albo nie pasują do mojego stylu życia i uściśliłam to na samym początku. Między innymi z tego powodu upadła moja fantazja o adopcji starszego, małego psa, bo dużo starszych, małych psów okazało się czymś pomiędzy szanucerem a przerośniętym prawie-jakby-troszkę yorkiem.

Te preferencje jednak warto mieć, szczególnie jeśli za wyglądem idą pewne cechy bardziej użytkowe i myślę, że psa o krótkiej kufie zajechałabym przeciętnym spacerem, jaki serwuję moim kundlom. W drugą stronę, bardzo podobają mi się owczarki kaukaskie, przy czym wydaje mi się, że mogłabym mieć problem z wychowaniem takiego psa. Teriery po prostu mi się nie podobają i przerasta mnie ich ogólna reaktywność, nawet jeśli wynika z niewłaściwego prowadzenia.

Jeszcze kilka rzeczy o sierści. Mamy dwa włochate psy, bo najwyraźniej lubię kudłacze. Suka ma ten słynny "włos" i dzięki temu łatwiej się ją kąpie i suszy. Mamy też dywan. No i ten dywan trzeba na kolanach, gąbką, prać raz w tygodniu, żeby oczyścić go z kłaków. Bierze się miskę, leje się płyn do dywanów i metodycznie gąbką się szoruje całą powierzchnię. Zimą to potem schnie godzinę. Jeśli oleję, to dywan od włosów zaczyna fizycznie zmieniać kolor na ciemniejszy. Pchlarz jest bardziej kudłaty i niestety nie jestem w stanie go wykąpać i wysuszyć w domu (więc groomer), trzeba go szczotkować co nie jest jego ulubionym zajęciem, biegunki szczęśliwie zdarzają się rzadko bo portki też ma kudłate i w zasadzie po każdym spacerze w deszczu albo po plaży ma brudny brzuch, w którym nanosi do domu tonę brudu i piachu. Także preferencja estetyczna to jedno, ale jakbym miała ekskluzywne białe wnętrze, to ten pies by je zajechał w parę tygodni.

Także warto się zastanowić nad swoją preferencją, szczególnie jeśli ktoś marzy o owczarku niemieckim, bo "Komisarz Alex" wszedł za bardzo. 


I jeszcze jedna refleksja na koniec...

...Internet pełen jest historii o prawdziwych bohaterach, którzy odpowiedzialnie podjęli decyzję o adopcji i kochaniu do końca psa starszego, niepełnosprawnego lub o szczególnych wymaganiach. I to są przeważnie piękne historie o pięknych ludziach. Przypadek Fijo z Fundacji Judyta jest jedną z takich historii. Ale nie zmienia to faktu, że wielu ludzi chce po prostu mieć psa, w miarę możliwości jak najmniej problemowego. I nie wydaje mi się, by można było na to reagować złością. Lepszym wyjściem wydaje się jednak powtarzanie do upadłego, że pies to koszty, że pies to zobowiązania, że pies do dodatkowa logistyka przy urlopie. Bo potem jest tak, że ktoś całe życie marzy o, powiedzmy, bulterierze. I potem adoptuje sobie psa w typie bulteriera i jest ciężko zdziwiony, że bulterier zachowuje się jak bulterier. I wychodzi z tego dramat i niesmak i nagle wszyscy są bardzo mądrzy i jak tak można chociaż nikt nie odezwał się ani słowem przed adopcją.

Comments

Popular Posts