Kryteria wyboru psa do adopcji (cz. 1)



Załóżmy na potrzeby tego wpisu, że istnieje kilka kryteriów wyboru psa, którego chcemy zaadoptować:
- płeć,
- wiek,
- wielkość,
- ilość czasu do dyspozycji,
- ilość środków finansowych do dyspozycji na cele związane z psem,
- stan zdrowia,
- znane informacje o przeszłości, w tym przede wszystkim warunki bytowe,
- preferencje estetyczne.

Określcie swoje oczekiwania w każdym z tych punktów.

A teraz wybierzcie trzy najważniejsze. I zróbcie to mądrze i na poważnie.



W rzeczywistości w której żyłam przed adopcją pchlarza wierzyłam, że w schronisku czeka psów do wyboru do koloru i na pewno znajdę kogoś, kto będzie się wpisywał w moje (mętne) oczekiwania o idealnym czworonogu. Nasze oczekiwania były takie - chcieliśmy psa starszego (ok. 8 lat i bez problemu więcej), małego (do 10 kilogramów), z jakiegoś powodu automatycznie założyliśmy samca i z jakiegoś powodu bardzo chciałam żeby był brązoworudawy. W schronisku do którego pojechaliśmy przebywa niecałe 300 psów. W tym dokładnie zero odpowiadających temu opisowi bez żadnych ale. 

Z moich obserwacji wynika, że, według powyższych kategorii mniejsze szanse mają:
- płeć - suki,
- wiek - psy starsze (5 lat i więcej),
- wielkość - duże,
- czas - absorbujące z uwagi na pracę z behawiorystą albo dużą potrzebę ruchu i eksploracji,
- środki finansowe - kosztowne z uwagi na ogromne gabaryty lub leczenie,
- stan zdrowia - chore, przeważnie z problemami z narządami ruchu lub karmione karmą weterynaryjną,
- warunki bytowe - przy trzymane w kojcu lub na łańcuchu oraz psy które nie tolerują innych zwierząt,
- estetyka - podobno najgorzej mają psy czarne.

Czyli, jeśli w schronisku jest na przykład młody, zdrowy czekoladowy labrador i nikt go nie zaadoptował albo nie ma kolejki chętnych, to najpewniej coś jest nie tak.

Przypomnę - chciałam starszego psa, niewielkich rozmiarów, najlepiej rudobrązowego.

Kolorystycznie pasował jeden. Był przewlekle chory i wymagał diety, o której wtedy nie miałam żadnego pojęcia. Teraz wzięłabym tę trzustkę na klatę.
Wiekowo pasowało kilka - były albo chore albo zdjęte z łańcucha i zostały nam odradzone z uwagi na mieszkanie na trzecim piętrze.
Rozmiarowo - również kilka, tylko albo do adopcji w wielopaku (na co wtedy nie byliśmy gotowi), przewlekle chore, podwórkowe albo przejęte po śmierci właściciela i przez to wycofane i straumatyzowane (patrz koszt behawioru), lub teriery, które odpadały ponieważ mieliśmy też gryzonie. A ja miałam tylko trzy kryteria, w tym dwa istotne.


Dlatego, jeśli myślisz o adopcji psa, poważnie przeanalizuj różne aspekty, bo na jakoś to będzie można się srogo przejechać.


1) Płeć
Podobno suczki mają gorzej. Nie wiem czemu tak jest, ale muszę przyznać, że z jakiegoś powodu też wolałam psa. Po dłuższym zastanowieniu najpewniej chodziło mi o cieczkę. No i szczęśliwie tak się składa, że suczki w schroniskach które znamy są wydawane wyłącznie po kastracji.

W praktyce to mniejszy koszt i problem dla właściciela, bo suczka trafi do niego już po zabiegu, z wygojoną raną. Nie trzeba będzie przeżywać problemów z kołnierzem, doglądaniem szwów i podawaniem leków. Zabieg często odbywa się na koszt schroniska, a to nawet kilkaset złotych oszczędności. Podczas adopcji pchlarza dostaliśmy skierowanie na zabieg kastracji i mieliśmy wybór - albo zrobić to u ich weterynarza za darmo (za to 50 kilometrów od domu) albo bliżej nas ale za nasze pieniądze. Kastracja dwudziestokilogramowego samca w naszym mieście kosztowałaby nas ok. 350-450 złotych w zależności od lecznicy oraz narkozy, plus leki oraz kołnierz. Skierowanie stanowiło podstawę do wykonania zabiegu za darmo i zapłaciliśmy tylko 70 zł. za lekarstwa i kołnierz. Żadnego z tych kosztów nie ponieśliśmy biorąc wykastrowaną ponad pół roku wcześniej suczkę. W świetle tych faktów - płeć zwierzaka ma dla mnie niewielkie znaczenie i jest istotna o tyle, z którą płcią mój zwierzyniec miałby większą kosę.

2) Wiek

To już poważna sprawa. Największą popularnością w schroniskach cieszą się oczywiście szczeniaczki. W tym miejscu chciałam tylko przypomnieć, że szczeniaczki wymagają pracy i dużo osób które chcą mieć szczeniaka żeby go sobie wychować rzadko mają jakikolwiek dobry pomysł, jak to wychowanie ogarnąć. Regularnie spotykam właścicieli szczeniąt i młodych psów, których pacholątka biegają sobie bez żadnego nadzoru, a wyluzowani właściciele kupczą ich życiem wychodząc z mylnego założenia, że większy pies im brzdąca nie capnie. Bardziej wyluzowani są tylko właściciele psich podrostków, bo on się tylko bawi. Z takiego on się tylko bawi rozważamy właśnie zakup gazu, bo wystarczy mi przygód z odganianiem cudzego psa.

Adopcja psa w średnim wieku wiąże się z ryzykiem, że pies ma jakieś problemy behawioralne lub traumy z przeszłości, ale praca nad nimi niekoniecznie musi być trudniejsza niż uczenie zasad szczeniaka. Dorosły psy nie wymuszają też spacerów co 2-3 godziny i często nie mają problemu z utrzymywaniem czystości w domu. Pchlarz znał podstawowe komendy i nie był negatywnie nastawiony do kogo- i czegokolwiek. Podczas spaceru przedadopcyjnego można też zauważyć chociażby reakcję na inne zwierzęta, podczas gdy szczeniak jest trochę niezapisaną kartką... co nie znaczy że zrobimy z niego arcydzieło.

W przypadku adopcji psa starszego nie przewidzieliśmy podstawowej trudności - schodów. Jeśli ktoś ma taką fantazję jak ja, że wchodzi do schroniska i bierze w objęcia tego najdłużej czekającego, najbiedniejszego staruszka, to niech się przygotuje na wiadro lodowatej wody wylane na głowę. Staruszki mogą być cudowne i podarowanie im domu na ostatnie lata życia to wspaniała rzecz. I taki mieliśmy plan, dopóki nie okazało się, że prawie wszystkie staruszki które widzieliśmy nigdy nie były w mieszkaniu, zostały interwencyjnie zdjęte z łańcucha, mają poważne problemy z poruszaniem się, często są niewidome co wymaga przystosowania mieszkania lub niesłyszące, co wymaga czasu na zbudowanie więzi i komunikacji z właścicielem. Do tego dochodzi uświadomienie sobie chorób wieku starczego. Dla wielu osób podawanie suplementów, przejście na BARF albo kupowanie specjalistycznej karmy to nie jest duży problem, ale jednak uważam że powinno się szanować ludzi, dla których to jednak trochę kłopotliwe.

3) Wielkość 

Rozmiar ma znaczenie i to kwestia sięgająca dalej niż preferencje. Chcieliśmy małego psa wychodząc z częściowo prawdziwego założenia, że mały pies będzie mniej destrukcyjny. Właściciele psów nadpobudliwych i skocznych mogą się nie zgodzić, ale teraz nie o tym, a o rzeczach o których się nie myśli.

Pies którego nie można zmieścić do transportera wymaga biletu na pociąg i jego transport w komunikacji publicznej jest o tyle trudniejszy, że nie można go wziąć na ręce. Wyobraźcie sobie standardowy ośmioosobowy przedział drugiej klasy TLK, a teraz wciśnijcie w jego środek dużego psa. Mnie by nie przeszkadzał, ale jechałam kiedyś w towarzystwie boksera i pana, który, hehe, psioczył na niego całą drogę od Bydgoszczy do Częstochowy.

Psiehotele często określają cenę za dzień pobytu w oparciu o gabaryty psa. Doba dla pięciokilogramowej kulki może być tańsza niż dla czterdziestokilogramowego owczarka albo berneńczyka. W przeliczeniu na 10 dni urlopu robi się z tego spora kwota. Podobnie jest w przypadku normalnych hoteli - nasz 20kg pchlarz kosztuje nas dodatkowo od 20 do 80 złotych za dobę pobytu w jakimś ładnym miejscu, w wielu hotelach jest akceptowany na granicy tolerancji, bo psy średnie to jeszcze ewentualnie mogą wejść ale psy duże już nieszczególnie. Tak naprawdę ratuje go ułożenie, bo gdyby był nadpobudliwy mielibyśmy dużo gorzej. Sukinia, która wagowo jest niemal dwa razy mniejsza, często kosztuje mniej na jedną dobę pobytu.

W samochodzie nasz większy pies zajmuje dwa miejsca na tylnej kanapie. Teoretycznie może sie ścisnąć, ale nie na długich trasach.

Również je proporcjonalnie więcej - jako pies wciąż młody i bardzo aktywny, a do tego prowadzony na diecie BARF, je około pół kilograma mięsa dziennie. Gdybym z jakiegoś powodu musiała go karmić karmą weterynaryjną RC, to połowa puszki karmy mokrej to ok. 8 złotych dziennie, plus sucha, plus lekarstwa. Sukinia je proporcjonalnie mniej, ale ma też dużo mniejszy apetyt.

Klatka kennelowa naszego psa ma metr długości i jest dużym, nachalnym meblem we wnętrzu. A to nie jest nawet duży pies.

Zasadniczo lubię duże rasy. Pchlarz jest dla mnie psem średnim i to raczej z odchyleniem ku mniejszemu, a mimo tego nie mogę być ślepa na pewne problemy obiektywne, których nie przeskoczę. No i spotykam na spacerach psie matki z dużymi kudłaczami, które wieszają się na smyczy, a biedna pani nie jest w stanie ich ogarnąć ani fizycznie ani w jakikolwiek inny sposób. Teoretycznie rozmiar psa nie stanowi dużych ograniczeń jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu. Wydaje mi się, że są psy za małe do IPO i nie wyobrażam sobie bikejoringu z yorkiem, ale poza tym nie dostrzegam możliwych komplikacji.

4) Ile mam czasu

Szczęśliwie moje psy nie są bardzo zorientowane na pracę, ale jeśli nie chcę żeby mi przeszkadzano łełaniem lub trącaniem łapką, muszę im zapewnić jeden długi lub dwa krótkie (ok. 30-40 minutowe) spacery dziennie, z wyłączeniem krótkich wyjść na siku rano i przed snem. Moje endomondo twierdzi, że na te dwa wyjścia jest poświęcanych średnio 1,5 do 2 godzin dziennie, przy czym nasz najdłuższy spacer trwał niecałe 5h, z wyłączeniem trekkingu w górach. W kilometrach czasami wychodzi 5, czasami 7, a czasami 15, w tym aportowanie i sztuczki. I cały czas mówię o aktywności poza domem. Zdarzają się skąpe dni, ale trzeba to potem psom wynagrodzić, a zresztą widzę, że są najszczęśliwsze podczas i po długim spacerze.

Ale znowu - mam dwa dorosłe psy rasy mieszanej. Nie mam problemu z odsikiwaniem szczeniaka co chwilkę, ale nie mam też haskacza którego muszę zmęczyć, a nosework może zadziałać, ale nie musi. Ten czas musi się znaleźć i się znalazł - jakoś przed adopcją pchlarza spędzałam nienormalnie dużo czasu oglądając całe sezony America's Next Top Model na youtube, a teraz oglądam raczej żuławskie pustkowia i tyłki moich kundli.

Adopcja starszego psa może się wiązać z mniejszą ilością ruchu, ale to nie jest reguła, o czym warto pogadać jeszcze w schronisku. W przypadku świadomej adopcji starszego psa z problemami ze zdrowiem dołożyłabym w myślach czas spędzony u weterynarza, a potem zupełnie serio spojrzała na Google Maps i uświadomiła sobie, ile czasu zajmie mi dojazd. Przykładowo do najbliższego weterynarza z narkozą wziewną mamy jakieś 10 kilometrów, do kolejnego już 35. Kiedy jeździliśmy z gryzoniami do specjalisty od zwierząt nieudomowionych potrzebowaliśmy od 45 minut samochodem w jedną stronę plus czas wizyty. W praktyce oznaczało to branie dnia wolnego na wizytę u weterynarza.


Comments

Popular Posts