Rzecz o dewaluacji adopcji



Pomysł na ten wpis podsunęła mi Ewa z instagrama, która siedzi w temacie adopcji dłużej niż ja i głębiej niż ja bo jest DT. Ja po prostu adoptuję zwierzęta.

Cała dyskusja zaczęła się od mojej refleksji nad prawem do kupienia sobie psa. Bo uważam że jeśli ktoś chce zapłacić za swojego Azorka i nie bawić się w wizyty przedadopcyjne, ankiety i okołoadopcyjną loterię to jest to jego biznes. Gdybym kupiła sobie pieska, nie chciałabym żeby na każdym kroku mi przypominano, że jestem do bani i w zasadzie sponsoruję gwałty na sukach hodowlanych. Dlatego nie krytukuję.

W tym momencie w moim domu jest dziesięć zwierząt, w tym osiem z adopcji. Jeden kot został znaleziony na spacerze. Jednego szczura kupiłam i w sumie powinnam się biczować, bo fermy gryzoni i takie tam, ale myślę, że Parówka jest zadowolona z tego jak potoczyło się dla niej życie. Czy jestem dostatecznie tru? Czy pozyskałam moje zwierzęta etycznie?

Brokuł został zaadoptowany ze schroniska. Kocham go najbardziej na świecie i jest cudowny, ale pewnych rzeczy z nim nie przeskoczę. Słabo toleruje samce na swoim terenie i przez "słabo" mam na myśli "bardzo źle". Gdybym chciała mieć więcej psów tej samej płci to mogłabym raczej zapomnieć. Poza tym jest umiarkowanie reaktywny - nie jest to bardzo uciążliwe, ale jeśli akurat chce podejść do innego psa, a nie może tego zrobić bo jest na smyczy, to będzie się wieszał i szczekał, żeby rozładować emocje. Jest też bardzo aktywny, więc myślę że w rękach kogoś, kto chciał po prostu mieć kudłatego psa byłby trochę zbyt aktywny na warunki domowe. Nie wiem czy dewaluuję adopcje, albo chociaż adopcje dorosłych psów, ale mówię jak jest - Brokuł ma problemy, których nie można było przewidzieć na etapie adopcji.

Chałka jest bardzo specyficzna. Musieliśmy z niej wyplenić skłonność do pogoni za zwierzyną. Jest silnie lękowa i reaktywna w kontaktach z mężczyznami. Patologicznie broni terytorium, to znaczy drze ryja na każdą osobę za oknem lub płotem. Nie potrafiła chodzić na smyczy. Była też wyjątkowo oporna na szkolenie, przez co rozumiem dwie rzeczy. Nauka sztuczek to był poligon. Długo myślałam, że nie nauczę jej nawet siadania. Bała się każdego dziwnego ruchu rękami i nogami, więc traktowała naprowadzanie jak zamach na życie. Wzmacnianie pożądanych zachowań wcale nie szło lepiej. Do dzisiaj jeśli bardzo, ale to bardzo chce coś zrobić, to po prostu to zrobi. Mnie słucha w 98% przypadków, Leszka może 20%. O ile jest doskonałym i cierpliwym psem w kontaktach z dziećmi, tak ma też skłonności do polowania, ataków na mężczyzn i gości obu płci, podbiegania i olewania właściciela jeśli wyczuwa, że bardziej się jej opłaca olać polecenie. Czy dewaluuję adopcję pisząc jak jest?

Potem była Karma. Karma miała raka i wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale i tak nie wiedzieliśmy na przykład o głuchocie, która wyszła w praniu.

Adopcja dorosłego psa ma dwie strony. Z jednej - widzimy już jak pies wygląda i coś tam możemy zaobserwować w schronisku, ale to nadal jest niespodzianka. Na blogu CiriPiri wisi świetny wpis o tym, jak okazało się że adoptowany pies jest AGRESYWNY oraz co oznacza adoptowanie psa PO PRZEJŚCIACH. Żaden z tych wpisów nie dewaluuje adopcji, po prostu Agnieszka nie posypuje rzeczywistości brokatem, tylko pisze jak jest.

Baklava została adoptowana, więc nie zapłaciłam za szczeniaka, ale jednak chciałam szczeniaka z jednego powodu - bo chciałam wychować sobie psa. Chciałam psa, który nie będzie lękowy jak Chałka i nie będzie miał problemów z kontrolą emocji jak Brokuł. Poza tym chciałam bardzo konkretnie, żeby był w prążki. Argument, że szczeniaki TEŻ są problemowe, w sensie pogryzają, sikają w domu i tak dalej, nijak ma się do moich doświadczeń z dorosłymi psami. Nie, nie sikały w domu i nie, nie podgryzały. Ale sikania i podgryzanie kiedyś się, zazwyczaj, kończy, natomiast Chałka już zawsze będzie rzucać się na gości, bo ograniczyliśmy jej odjazdy lękowe do maksimum i wiem, że nie mogę od niej oczekiwać więcej - pozostaje mi rozsądne zarządzanie otoczeniem i zapewnienie jej bezpiecznego azylu. Baklava była moją czystą kartką, z którą mogłam zrobić niemal wszystko.

No to okej, przecież można zaadoptować szczeniaka, nie trzeba go od razu kupować.

Nie.

Szczeniaki po nieznanych rodzicach mogą być docelowo każdej wielkości. Może się też nagle okazać, że miał być bardziej pudel a wyszedł raczej owczarek. Nie każdy lubi niespodzianki. Szczególnie, jeśli jest się mną i doskonale wiedziałam, że nie chcę niczego w typie teriera, więc interesowały mnie kundelki po znanych rodzicach.

Druga rzecz, że chętni na szczeniaki i psy w typie są często ludźmi podejrzanymi. Bo jak to, przecież w boksie czeka tyle dorosłych psów, a wredne mendy chcą beżowego szczeniaka. Nie chciałam się w to bawić i zaadoptowałam szczyla z olx. Uznałam, że nie będę walczyć o szczeniaka u jakiejś pani Żorżetki, która ma fundację i arbitralnie uznaje kto zasługuje na pieska, a kto nie.

Adopcja psa z kompletnie losowego podmiotu, który leci na ilość adopsiaczków chociaż nie ma na to budżetu, podobnie jak kupno z pseudohodowli, może się wiązać z przyniesieniem do domu parwowirozy albo jakiegoś innego czarującego problemu ze zdrowiem. W teorii pies z dobrej, zarejestrowanej hodowli będzie już miał część szczepień, będzie odrobaczony i nierzadko przebadany na ewentualność różnych przygód ze zdrowiem. A jak DT nie ma siana to trudno, szczepień nie będzie.

Socjalizacja w wesołych podmiotach adpcyjnych to też temat rzeka. Widziałam w życiu kilka ogłoszeń ze szczeniaczkami do adopcji, które zjeżyły mi włosy na głowie. Ogłoszenia, nie szczeniaczki. Pieski miały już 10-12 tygodni i nie były zaszczepione. Dlaczego? Bo były niewychodzące. Ani szczepień ani socjalizacji. Fundacja wrzuciła psy do jakiegoś DT i opiekuna, który w oczywisty sposób nie miał pojęcia co robi i one sobie tak tam siedziały i sikały na maty (albo i nie), a jednocześnie szczepień i tak nie było, bo patrz punkt poprzedni. Co z tego, że takie psy można zaadoptować za friko i nie wspierać pseudohodowli, gdy jeśli chodzi o rozwój psa standard jest taki sam jak w pseudo? Wiedząc tyle ile wiem, nie chciałabym takiego psa na kolejnych naście lat mojego życia.

Wiele osób bardzo angażuje się w adopcje psów i stara się robić swoje najlepiej jak potrafią. Niestety równie wiele osób tylko myśli że pomaga zwierzątkom, podczas gdy w rzeczywistości robi rodzinom adopcyjnym pod górkę i potem tacy ludzie zaliczają zdziwko, że jedna, druga, dziesiąta osoba wolała sobie tego psa po prostu kupić, zamiast użerać się z ankietą na dziesięć stron. Mam za sobą przykre wizyty przedadopcyjne i rozumiem ludzi którym szkoda na to czasu i nerwów. Może jakiegoś psa sobie kupię. A może nie. Czy jestem zadowolona z efektu moich adopcji? Oczywiście, kocham moje zwierzęta do szaleństwa i uważam, że są doskonałe i najlepsze. Ale to nie jest równoznaczne z hurraoptymizmem.

Comments

Popular Posts