Oh my darling, Clementine


You were lost and gone forever, dreadful sorrow, Clementine.

Klementynki już nie ma. Byłam na spacerze z Baklavą przez wieś. Najpierw zobaczyłam kocie chucherko, potem poczułam smród, na koniec zorientowałam się co się stało z oczami trzystugramowego, kociego dziecka i na chwilę mnie zamurowało. W drodze do weterynarza złamałam chyba wszystkie możliwe przepisy i hamowałam tylko na progach zwalniających. Klementyna dostała antybiotyk, leki na świerzb, kropelki do oczu i tabletki na odrobaczenie, ja za to dostałam imponujący rachunek. Pytanie brzmiało, czy biorę ją do domu. No raczej, a co mam z nią zrobić. Wobec tego trzymać ją bez kontaktu z naszymi zwierzętami, przemywać oczy i jakoś to będzie. Siedziałam z nią w aucie i myślałam, że jeśli ona z tego wyjdzie to Karmisię też dam radę uratować. Klementynka zjadła trochę kociego rosołku, ułożyliśmy ją na polarowych kocykach, potem nagrzaliśmy jej i napuściliśmy pary do łazienki, a potem wzięła i umarła. Najpewniej z zarobaczenia, a nie kociego kataru.

Dwa dni temu byłam na spacerze tą samą trasą i widziałam czarnego kota siedzącego przy rozpadającej się stodole, w tym samym miejscu gdzie znalazłam Klementynę.

Comments

Popular Posts