Nie chcesz adoptować kundelka? Wstydź się!



Wiecie co jest naprawdę przykre w środowisku adopcyjnym? Atakowanie ludzi zainteresowanych adopcją, jeśli tylko śmią mieć preferencje i na dodatek chcą adoptować szczeniaka w typie zamiast jakiegoś biednego, starszego kundelka ze wszystkimi chorobami świata.

Case study.

Na początku października OTOZ Warszawa trochę przesadzili z chwytami erystycznymi i opublikowali na instagramie to:






Ten post jest nie tylko obrzydliwy i podły, ale też słabo napisany, a jego autor chyba myśli, że dobrze rozumie czym jest sarkazm i wydaje mu się, że pisze "ostro" bo tak trzeba do ciemnego ludu. Ostatecznie z tego bynajmniej nie ostrego, ale raczej żałosnego wpisu bije bardzo czytelny przekaz - chciwe skurwysyny chcą adoptować rasowego psa z niecnych pobudek, a tak w ogóle to przelewanie siana na cele OTOZ jest okej, adoptowanie kundelków jest okej, ale adoptowanie psów w typie które OTOZ ma do adopcji nie jest okej bo... bo nie. 

Zapytałam pod tym postem, czy jeśli mam adoptowane trzy psy w tym dwa w typie, to czy jestem pazerna czy ten jeden kundelek mnie jednak rozgrzesza, ale admin fanpage'a mi nie odpisał więc w sumie nie wiem. No i nie jestem pewna jak liczymy Karmisię, bo jest w typie, ale jest też starsza i chora, więc dostaję jakieś punkty za adopcję psa z nowotworem, czy jak jest w typie to już po ptokach?

Bardzo mnie złoszczą takie akcje i psioczenie na ludzi, którzy chcą psa w typie z adopcji (więc na pewno chodzi im tylko o to, żeby był za darmo), bo...

Ustalmy kilka rzeczy.

1) Ludzie mają prawo mieć preferencje

Już kiedyś to napisałam, że gdybym miała do wyboru adopcję teriera albo kupno psa jakiejkolwiek innej rasy, to kupiłabym psa jakiejkolwiek innej rasy. I to mógłby być najsmutniejszy terierek na świecie, ale nie wzięłabym go do domu, bo terierowate nie tylko nie są w moim guście estetycznie, ale też nie podchodzą mi charakterami. Odpowiadają mi głównie owczarkowate i tego się trzymam. Na tej podstawie zakładam, że po tym świecie chodzą ludzie, którzy z tych czy innych względów cenią sobie wyłącznie rasy miniaturowe, które przy okazji są teraz modne. Jeśli dany podmiot ma do adopcji psy w typie lub nawet post-interwencyjne psy rodowodowe, to chyba powinien się spodziewać, że miłośnicy tych ras będą zainteresowani, a już na pewno będą zainteresowani nimi bardziej niż innymi podopiecznymi organizacji. A jednak zdziwko, że ktoś chce rodowodowego mopsa.

Gdyby do najbliższego schroniska rzucono dostawę post-interwencyjnych psów w typie OH, OB czy kishuinu też bym napisała, najpewniej w podobnym tonie - że znam rasę, mogę być DT. Czy jestem pazerną suką, czy trochę mniej, bo te rasy nie są akurat modne?

2) Nie wszyscy ludzie chcą mieć psa po przejściach

To jest coś o czym mogę w nieskończoność.
Chałka jest suczką silnie lękliwą. Włożyliśmy bardzo dużo pracy w to, żeby życie z nią było znośne, to znaczy żeby ograniczyć jej agresywne odruchy do minimum. Najwyraźniej dobrze nam poszło, bo ludzie często nam nie wierzą ile przeszliśmy chorych akcji z brakiem tolerancji na mężczyzn, obroną terytorium czy spontanicznymi atakami bez ostrzeżenia. Czy to pies dla każdego? Nie.

Brokuł jest psem o dużych, ale naprawdę bardzo dużych pokładach energii. Czy każdy byłby w stanie dotrzymać mu tempa? Nie.

Karmisia ma wszystkie choroby świata. Adoptowaliśmy ją świadomi nowotworu i chorej tarczycy. Potem dowiedzieliśmy się już "w praniu", że aparat ruchu działa jako-tako, jest głucha, niedowidzi, ma problemy z orientacją i intelektem, w końcu - i to jest nowinka - ma DWA niezależne od siebie nowotwory. Czy to pies dla każdego? Łochrystuskuwmorelkach - nie, nie ma opcji.

Już abstrahując od tego, że nie każdy musi chcieć kundelka (co jest absolutnie okej), nie każdy musi być psychicznie gotowi na psa z problemami. A adopcja szczeniaka wiąże się integralnie z tym, że poważnych problemów jeszcze nie ma, więc jak coś się spaprze, to na konto właściciela. Bardzo brzydką zagrywką ze strony OTOZ W-wa jest zestawienie tłumu zainteresowanych adopcją szczeniaka w typie z brakiem chętnych do adopcji psa na wózku inwalidzkim. Bo to nie jest tak hop-siup. Czy zaadoptowałabym psa na wózku? Nie. I to nie dlatego, że jestem wygodnicką siksą bez serca, ale mam w domu wysokie progi i schody.

3) Nie każdy musi chcieć adoptować psa seniora

Karmę adoptowaliśmy świadomi jej wieku, chociaż schronisko nieco zaniżyło tę liczbę, ale to jest normalne. Adopcja seniora wiąże się z pewnymi problemami, które nie występują przy adopcji psów młodych. Ostatecznie się to równoważy, bo z kolei seniorzy nie mają wielu problemów które mają psy młode, ale nie każdy musi chcieć chodzić na krótkie, bardzo powolne spacery, nie każdy musi mieć ochotę radzić sobie z objawami demencji, zapominaniem o co chodziło w utrzymywaniu czytości, trzeba podawać leki, radzić sobie z nocnym tuptaniem i zostawiać tonę siana u weterynarza przy jednoczesnej świadomości, że być może leczymy psa który ma przed sobą miesiąc życia.

Kiedy szukaliśmy pierwszego psa i rozważaliśmy psich seniorów, żaden, ale to dosłownie ŻADEN senior w naszym pierwszym schronisku nie był psem zdrowym. W najlepszym razie te psy były tylko na karmie weterynaryjnej, ale przeważnie były jakieś leki, jakieś przewlekłe problemy, albo po prostu zdiagnozowany nowotwór.

Oczekiwanie, że ludzie mając do wyboru psiego staruszka rasy mieszanej albo rodowodowego szczeniaka rzucą się na psiego staruszka jest naiwne. Pisanie o tym zdziwku na insta to z kolei urażone tuptanie nóżką. Autentycznie mnie to denerwuje, bo mam psiego seniora i to jest studnia bez dna, a taką adopcję też trzeba udźwignąć finansowo. Niby schronisko się zarzeka, że nie oczekują leczenia starości i najważniejsza jest miłość, kocyk i miseczka, ale w praktyce trudno ignorować, że psa boli i trzeba zrobić czyszczenie zębów, badania, może jakaś operacja, może jakaś zaawansowana diagnostyka i tak dalej. Już kiedyś o tym pisałam, że takie "oczywistości" się przemilcza w tkliwych ogłoszeniach adopcyjnych i jest to jakaś forma szukania pożytecznego idioty, który sobie nie kupi, a psu profil tarczycowy zafunduje.

4) Ktoś musi zaadoptować te psy w typie

Tak się składa, że facebook czasami proponuje mi dodanie do znajomych ludzi, których poznałam w schroniskach. W sensie że pracowników tychże. I, jak można podejrzewać, wielu z nich ma psy. I, co ciekawe, wielu z nich ma psy rasowe.

Ale wiecie, jak ktoś bierze z adopcji amstaffa to to jest coś zupełnie, ale zupełnie innego niż rzucanie się na buldożki. I tutaj piję do konkretnej osoby, pracownicy schroniska, która wali na swoim wallu gorzkimi żalami jak kto nikt nie chce słodkich kundelków, a sama ma dwa młode amstaffy i dokładnie zero kundli.

Fakty są takie, że jeśli te psy trafiły do podmiotu adoptującego, to gdzieś muszą w końcu pójść. I tutaj można dywagować kto zasłuży na te pieski, a kto jest niegodny, ale fakty są takie, że czasami adopcje psów w typie są interesujące. Sami interesowaliśmy się psami w typie dwa razy. Dwa razy usłyszeliśmy, że tego psa to nie, bo do niego jest kolejka i trzeba jakieś procedury, ale jeśli chcemy kundelka to możemy go zabrać od razu. No i ja wtedy nie wiem kto z uczestników takiej dyskusji ma podwójne standardy. Ostatecznie mamy dwa psy w typie. Brokuł często udaje, że jest owczarkiem belgijskim, i może nawet trochę jest, Karmisia wygląda jak kishuken. Tylko na nasze szczęście niewiele osób wie co to kishuken, więc nie musieliśmy się o nią bić.

Jeśli te psy z Warszawy są do adopcji, to nie czaję gdzie jest problem - ktoś je w końcu weźmie. Można spekulować, że może jakieś płatne adopcje a może znajomi rodziny królika, ale to wszystko nieistotne. Rzecz w tym, że każdy zainteresowany szaraczek będzie traktowany jak podejrzany, bo zachciało mu się, pazernemu gnojowi, cziłały.


Generalnie gardzę tą sytuacją i osobą, która napisała takiego paszkwila. Parafrazując żart o żołnierzu i porządku pod łóżkiem: czego nie ma adoptujący? Adoptujący nie ma prawa mieć oczekiwań. Adoptujący ma za to tolerować gorsze dni pracowników schroniska, bo przecież oni mają prawo mieć gorsze dni po jakiejś interwencji albo odejściu psa, i to nigdy nie jest tak, że ktoś ma zły dzień, bo jest zgorzkniałą osobą, a nie żadnym "aniołem" czy "dobrą ciocią".
Sytuacje takie jak ta popchnęły mnie do decyzji, żeby czwartego psa wziąć od osoby prywatnej i dać sobie spokój z osądem, czemu chcę prążkowanego pieska a nie podpalanego. Bo Baklava nie jest rasowa, ale chciałam psa w prążki i na tej podstawie wybrałam sobie szczeniaka. I skoro ja chciałam psa o hienowatym umaszczeniu, nie jestem zdziwiona, że ktoś chce akurat buldożka.

Comments

Popular Posts