Dlaczego kennelujemy koty



Mamy dwa trzymiesięczne kociaki - Jarmuża, którego znalazłam wyrzuconego w reklamówce do lasu, i Papaję adoptowaną z OTOZ dla towarzystwa. Towarzystwa dla Jarmuża, oczywiście. W dniu w którym przyniosłam Jarmużka do domu, mieścił się do szczurzego transportera i nie ważył nawet pół kilograma. Natychmiast znalazłam na olx klatkę kennelową i maluch został umieszczony w kennelu razem z kocykiem, kuwetką, drapakiem, zabawkami i legowiskiem. Powody wydawały mi się oczywiste - mógł się gdzieś zaklinować, nie wiedzieliśmy jaka będzie reakcja psów, mógł próbować uciec i przy okazji zrobić sobie krzywdę... Kiedy dołączyla do nas Paja, na początku miała osobnego, mocno prowizorycznego "kennela" zrobionego z dużego kartonu i położonej na boku klatki dla gryzoni. Kiedy okres "socjalizacji z separacją" czy jak się to mądrze nazywa się skończył, koty zamieszkały w jednej klatce. Wtedy ważyły około 800g, a ich klatka ma ponad metr długości.

W tym momencie, w klatce znajduje się kuweta, drapak, hamak, legowisko, wszystko jest wyłożone kocykiem, i, co najważniejsze, jest tam kocia miska i koty są karmione wyłącznie w kennelu. Drzwiczki były stopniowo otwierane na coraz dłużej, w tym momencie zamykane są sporadycznie, ale wyjaśnijmy...

Kiedy i dlaczego zamykamy klatkę:

1) klatka z kotami w środku jest zamykana na czas żywienia psów, ponieważ koty mają parcie na psie miski; w przypadku szczeniaczka mogłyby mu efektywnie kraść jedzenie, w przypadku starszych psów podczas próby kradzieży mogłyby dostać łomot,
2) klatka jest zamykana na czas jedzenia przez same koty - z tego względu, żeby nie łaziły z kawałkami mięsa po chacie i żeby psy nie mogły im czegoś ukraść z misek,
3) klatka jest zamykana na czas porcjowania jedzenia przeze mnie - przy 6 zwierzakach cały blat jest zawalony mięsem i wtedy albo wyrzucam kitku do drugiego pokoju albo zamykam je w kennelu i nie muszę mieć oczu dookoła głowy,
4) klatka jest zamykana, kiedy po prostu potrzebuję nie mieć kotów - kiedy coś remontujemy i pracują głośne, potencjalnie niebezpieczne narzędzia, kiedy muszę popracować a koty akurat mają głupawkę, albo kiedy nie możemy spokojnie zjeść lub potrenować z którymś z psów, bo koty muszą się ryć.

Kiedy googlałam kennelowanie kotów znalazłam dokładnie zero informacji na ten temat.
Klatki są w powszechnym użyciu w fundacjach i schroniskach, ale żeby ktoś miał klatkę na kota domowego to trochę szokująca sprawa. Kennele używane zgodnie z przeznaczeniem, to znaczy dla psów, nadal budzą pewne zdziwienie, a klatki dla kotów to już w ogóle więzienie i bezsens, bo przecież mogłyby sobie luzem patrolować wieś, a tutaj nie dość że są prymarnie niewychodzące to jeszcze klatkowane jak w zoo.

Aczkolwiek z mojego doświadczenia - polecam.
Koty nie mają problemu z tym, żeby po prostu pójść spać w klatce. Papaja od samego początku była fanką i bez problemu relasowała się w swoim prowizorycznym kennelu po zabawie z Jarmużkiem. Jarmużek przez pierwsze dwie noce trochę płakał, ale był wtedy mikrym, maksymalnie miesięcznym kociakiem w obcym domu, notorycznie molestowanym przez duże, namolne psy. Teraz po prostu po jedzeniu zasypiają, jeśli akurat nie zdążę otworzyć klatki natychmiast po zakończeniu konsumpcji.

Co klatka daje mnie?
- koty nie mają problemu z byciem zamykanym, co oznacza że bardzo łatwo przychodzi mi zamykanie ich w transporterach na czas podróży lub wycieczki do weta,
- nie muszę mieć oczu dookoła głowy poczas rozbiórki mięsa do BARFa albo karmienia psów,
- jeśli potrzebuję coś porobić bez obecności kotów, nie muszę ich wypędzać do łazienki czy radzić sobie w jakikolwiek sposób z uporczywym miauczeniem, tylko po prostu daję im jeść w klatce i je zamykam  - wchodzą z własnej woli, a zamknięte drzwiczki ich nie dziwią,
- będzie nam łatwiej zabierać je na wakacje - prawdopodobnie gdyby pozwolić im biegać luzem po pokoju hotelowym, bankowo by coś podrapały i bankowo byłoby do drogie, a dzięki kennelulu mogę je zamknąć razem z drapakiem, kocykiem i resztą ich rzeczy i nie muszę się martwić o zniszczenia; a ponieważ są przyzwyczajone do takiej "woliery", nie powinnam mieć problemu z uporczywym miauczeniem.


Co powinno znaleźć się w kociej klatce?:
- przede wszystkim, kennel powinien mieć rozmiar XL lub XXL, to oznacza min. 109 cm długości dla standardowych klatek lub 122 cm długości,
- dno powinno być wyłożone kocykiem, bo metalowa lub plastikowa kuweta nie są najprzytulniejsze,
- miska z jedzeniem (wodę podajemy poza klatką, bo jednak ryzyko rozlania jest konkretne),
- kuwetka - u nas to odpowiednich rozmiarów plastikowa miska,
- drapak - u nas to mały drapak z norką w podstawie i legowiskiem na górze,
- zabawki,
- my zmieściliśmy jeszcze dodatkowe, ultramiękkie legowisko.

Największym ryzykiem wydaje się być to, że w klatce siłą rzeczy kuweta, miska i legowisko są relatywnie blisko siebie. Dorosłe koty, przyzwyczajone do innego standardu, mogą mieć z tym problem, ale nasze kociaki były z tym oswajane od małego i chyba raz zdarzyło się nam załatwienie poza kuwetą. Poza tym, oczywiście pilnujemy higieny, czyli legowiska i koc są prane, miska myta i kuweta sprzątana i myta.

Okazało się to bardzo wygodnym i praktycznym rozwiązaniem. 

Comments

Popular Posts