Amputacja palca psa



Kiedy seniorka Karma zachorowała na paluszek, szukałam w internetach jakichkolwiek materiałów dotyczących amputacji palca i tak odkryłam, że takich tekstów i vlogów jest dość mało. Większość artykułów lub postów na forach dotyczy amputacji całej łapy, tymczasem my od kwartału bujaliśmy się z galopującą infekcją i żałuję, że nie obcięliśmy tego palca od razu.

Fakty, konkrety i koszta - wszystko poniżej

W połowie lipca Karma miała wypadek i ześlignęła się z mostku do strumienia. Nic się jej nie stało, wyszła z wody o własnych siłach i nawet nie utykała jakoś szczególnie. Nie było żadnej krwi, otartej poduszki ani urwanego pazurka. Chodziła normalnie i bez problemu zrobiła cały, przywidziany na ten dzień spacer. Następnego dnia zauważyliśmy, że lekko utyka, ale ta noga zawsze była słabsza, poza tym zrzuciliśmy winę na zakwasy po zrobieniu kilometra przewyższenia. Do weterynarza poszliśmy jakieś cztery dni później, kiedy kulawizna się pogarszała.

Weterynarz zauważył uszkodzenie pazurka i dał nam na to antybiotyk z zaleceniem, żeby oszczędzać łapę i wrócić za tydzień. W trakcie przyjmowania leków było coraz gorzej, więc pojechaliśmy na wizytę wcześniej. Lekarz podjął decyzję o usunięciu pazurka pod narkozą. Przy okazji zrobiliśmy RTG i odkryliśmy, że Karmisia zawsze utykała na tę łapkę, ponieważ ta łapa jest krótsza. Na tym etapie zostawiliśmy u weterynarza jakieś 250-300 złotych.

Dostaliśmy antybiotyki i Karma chodziła w opatrunku przez kolejne dwa tygodnie. Co trzeci dzień mieliśmy wizytę, każda wizyta kosztowała w granicach 20-30 złotych i na tym etapie dostawała antybiotyk w zastrzykach. W tym czasie mało chodziła na spacery, a w miejscu usuniętego pazurka wytworzył się strupek. Pod koniec sierpnia weterynarz przestał podawać antybiotyki, ale nadal spacerowaliśmy w opatrunku i skarpecie.

Na początku września, już po zakończenia leczenia, zabraliśmy Karmę do lasu. Na trasie było trochę luźnych kamieni, ale przede wszystkim zaczął padać deszcz i strupek odpadł (pomimo opatrunku). Poszło kilka kropel krwi i zauważyliśmy, że źle się jej idzie. W ciągu następnych dni rana zaczęła ziarninować jak oszalała i tutaj popełniłam duży błąd bo założyłam, że to nowy strupek. Tylko że palec dramatycznie spuchł. Pojechaliśmy na konsultację do innego weterynarza, ale pani doktor była nie tylko bardzo niemiła, ale jeszcze skasowała nas prawie stówkę za zmianę opatrunku i zalecenie, żeby olać łapkę i zacząć leczyć domniemane problemy z kręgosłupem. Wróciliśmy do naszego weterynarza, który dał mi wybór - obcinamy palec albo próbujemy pod narkozą wyczyścić ziarninę i zaszyć brzegi rany. Zdecydowaliśmy się na ratowanie palca. To był mój drugi duży błąd.

Operacja, znowu pod narkozą, kosztowała kolejne 200-250 złotych, dostaliśmy mocniejsze antybiotyki i zalecenie przyjeżdżania co drugi dzień na wizytę. Ziarninowanie ustąpiło i po dwóch tygodniach zeszliśmy z lekarstw. Karmie udało się zrobić dokładnie trzy spacery zanim zaczęła utykać i odciążać tę nogę. W tym okresie ból musiał być tak silny, że zaczęła załatwiać się w domu, co najpierw wzięłam za objaw demencji. Palec był nieco większy niż pozostałe, ale nie reagowała bólowo na naciskanie go, więc optymistycznie założyłam że nic się nie dzieje i jej przejdzie.

Ostatecznie, na przełomie września i października zdecydowaliśmy się na amputację. Sam zabieg amputacji kosztował ok. 250 złotych, kolejne 100-150 złotych za histopatologię, kolejne 60 za dwa opakowania antybiotyków, plus koszty wizyt co drugi dzień, potem co trzeci, ostatecznie raz na pięć dni. Do tego ok. 50-70 złotych poszło na opatrunki i bandaże i 50 na buty ochronne. Lekarz zalecił jeszcze dodatkowe RTG, żeby wyeliminować nowotwór kości jako przyczynę puchnięcia. Po drodze były też robione inne badania związane z niedoczynnością tarczycy i chorobą nowotworową seniorki. Do tego, niestety, koszty paliwa. Karma po zabiegu od razu poczuła się lepiej i chodzi normalnie. Z sali zabiegowej przyszła do mnie o własnych siłach, po trzech tygodniach zdjęte zostały szwy i dziewczyna czuje się świetnie.

Gdybyśmy amputowali palec od razu kiedy zaczął puchnąć, koszta zamknęłyby się w 400-500 złotych, ale z uwagi na trzy miesiące wizyt, trzy zdjęcia RTG, kilka opakowań leków, jakieś dwadzieścia do trzydziestu zastrzyków i inne "drobiazgi", kwota wyszła mocno czterocyfrowa. Ponieważ Karma nie jest młodym psem pracującym, nie jeździmy z nią na fizjoterpię, ale sami ją masujemy, dobieramy trasę do spaceru tak, żeby była jak najbardziej trawiasta i pływamy w rzece. Tak, jesienią wchodzę z nią do wody. 

Po amputacji spędziła trzy tygodnie na lekach i podwójnym opatrunku, to znaczy opatrunek, na to bandaż elastyczny i na to jeszcze but ochronny. Nie chodziła na żadne spacery poza podwórko. Dopiero po zdjęciu szwów zaczęliśmy z nią chodzić na krótkie przejścia. Pazury, które były uwięzione pod bandażem po pierwszym, drugim i trzecim zabiegu pod narkozą wymagały korekty gilotyną (to też musieliśmy kupić). W tym momencie nie widać różnicy między tym jak poruszała się z kompletem palców i bez palca, przy czym to starszy, małoaktywny już w tym momencie pies.

Brak palca, a raczej brak bólu związanego z tym palcem, bardzo podniosły jej komfort życia i cieszę się, że zdecydowaliśmy się na zabieg, przy czym w ufundowaniu go bardzo pomogli darczyńcy z naszej zbiórki na Karmelę. Od wyjścia ze schroniska Karma miała kilka przygód weterynaryjnych i niestety wychodzą koszta związane z zaniedbaniami przez poprzedniego właściciela. Mam tutaj na myśli głównie suplementację, leki na tarczycę, czy chorobę nowotworową. Wydaje się być generalnie szczęśliwym psim staruszkiem, szczególnie na początku lata miała okres wzmożonej aktywności i robiła niesamowite rzeczy w górach, ale coś tak nieznacznego jak uraz pazurka najpierw psa rozłożył, a potem kondycyjnie cofnął ją do okresu sprzed adopcji. Spacer - spoko. Zbiec sobie z górki - spoko. Ale żeby tak więcej niż 4km? Na razie nie i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie chciała jeszcze robić swoje "nastki".

Comments

Popular Posts