Adoptowaliśmy szczeniaka! (...od osoby prywatnej, więc już się dowiedziałam że na pewno pseudo)



W ostatnim wpisie przedstawiłam moje powody dla których nie chciałabym już adoptować od podmiotów takich jak Fundacje czy DT. Generalnie mam bardzo dobre wspomnienia ze schroniskami OTOZ w Dąbrówce, Tczewie i Starogardzie, skąd mamy trzy nasze psy i dwa szczury, ale od kiedy przenieśliśmy się na dalekie południe mam dużo negatywnych obserwacji, które można podsumować do wciskania komuś psa przy jednoczesnym zatajeniu istotnych informacji na jego temat albo zwykłej inwigilacji. Ostatnio jakaś pani zapytała na grupie adopcyjnej o możliwość zabrania od kogoś psa konkretnej rasy ale nie z fundacji i spadł na nią grad oskarżeń, że na pewno chce sobie porobić ładne fotki z rasowcem, a jak się znudzi to fruu, na ulicę.

Fakty są takie, że:
- nie chciałam brać udziału w spotkaniach adopcyjnych z przedstawicielkami fundacji o kompetencjach i zdolnościach miękkich kalafiora
oraz
- nie chciałam uzupełniać ankiet i spowiadać się ze wszystkiego, mając z tyłu głowy że fundacja może mi odmówić na podstawie swojego widzimisię lub niezgodności charakterów z panią od spotkania przedadopcyjnego. Cały czas zresztą boli mnie pewna część ciała, że odmówiono mi adopcji kota w zasadzie nie dając mi powodów innych niż "w domu są psy".  

Na ratunek przyszedł olx. I zupełnie przypadkiem, kilkutygodniowe maleństwo w moim ulubionym, hienowatym umaszczeniu. Suczka jest już z nami, bez umowy, po jednym spotkaniu żeby zobaczyć matkę. Tyle.

Czy w ten sposób napędziłam rynek? To znaczy: czy nakarmiłam przekonanie właścicieli suki, że nie ma co kastrować skoro szczeniaki zawsze się rozejdą jak ciepłe bułeczki? Pewno tak. Czy przyłożyłam w ten sposób rękę do całkiem możliwego, kolejnego miotu kundelków? Niewykluczone. Czy czuję się odpowiedzialna za to, gdzie trafiło rodzeństwo naszego szczeniaka? Tak, bardzo. Ale jednocześnie to, że adoptowaliśmy suczkę z ogłoszenia najpewniej zrobiło znaczną różnicę dla niej i jakości jej życia. 

Zadałam w internecie dokładnie jedno pytanie o żywienie szczeniaka BARF i oczywiście dostałam spekulacyjny komentarz z gniewną emotką, że skoro nie chcę pokazać metryki to znaczy że wsparłam pseudo. Jedną z rzeczy, których naprawdę nie lubię w internetach, są takie momenty, kiedy ludzie którzy mieli środki na rasowego szczeniaka tylko dlatego, że mamusia dokłada się do czynszu i można szastać sianem na przyjemności i wizerunek, robią szum o branie psów ze źródeł innych niż hodowle zrzeszone w FCI. Nie kupiłam szczeniaka z FCI i bardzo mało prawdopodobne, żebym kiedykolwiek jakiegoś kupiła. Pseudohodowle to oczywiście podły interes. Ale nowelizacja przepisów z 2012 zalegalizowała wiele pseudohodowli i nie ma o co drzeć szat.  

Poza tym, to działa w dwie strony. Adoptując szczeniaka z jakiejś dziwnej fundacji napędza się jej "dej", zbiórki na hoteliki i na dziwne faktury weterynaryjne. W tym momencie najetyczniej czułabym się biorąc kolejnego psa z Dąbrówki, bo wiem że to schronisko prowadzone przez dobrych ludzi i naprawdę przyda im się miejsce na kolejne psie bidy.

Dlaczego zdecydowaliśmy się na szczeniaka mając dwa dorosłe psy, psiego seniora, stado szczurzyc i dwa kociaki? 

1) Ponieważ mamy dwa dorosłe psy. Brokuł i Chałka są na tyle aktywne, że bez problemu dotrzymają kroku szczeniakowi, są dostatecznie zrównoważone żeby go nie dręczyć i ogółem mogą stanowić całkiem spoko wzór do naśladowania. Karma, jako seniorka, jest umiarkowanie zainteresowana szczeniaczkiem - bardzo cieszy ją towarzystwo kociąt i to widać (lubi je obserwować, nie przeszkadza jej jak przychodzą bardzo blisko), ale nie próbuje się z nimi bawić. Szczeniaka po prostu unika. O relacji senior/szczeniak jeszcze będzie.

2) Ponieważ mamy dwa małe kotki. Jarmuż i Papaja mają ok. 3-4 miesiące i bardzo pięknie się rozwinęły. Są grzeczne, nie niszczą, mają dobry kontakt z psami, nie maniaczą na szczury. Ale nadal się dużo bawią i uznaliśmy, że warto to wykorzystać - szczeniak będzie miał możliwość zabawy ze zwierzakami w podobnym wieku. I rzeczywiście jest tak, że mała spędza sporo czasu z kotami i dostaje od nich dobry feedback jeśli trochę za mocno ugryzie albo zapędzi się w zabawie. Jednocześnie koty są znacznie od niej sprawniejsze i mają możliwość ucieczki gdzieś wyżej, jeśli mają dość jej szaleństw.

3) Ponieważ mieszkamy w domu. Nauka czystości idzie sprawnie, bo zaraz za drzwiami jest trawnik. Szczeniak ma dużo EMOCJI nad ranem i wtedy drze się opętany, więc sąsiedzi w bloku wywieźliby nas na taczkach. Mamy też dużo możliwości oddzielenia zwierząt od siebie bez szkody na ich komforcie. Jednocześnie góralska hacjenda jest na etapie przepoczwarzania się w coś co nie krzyczy "lata 60", więc autentycznie nie żal mi wielu mebli, które mała mogłaby zaorać swoimi mleczakami. Czy to znaczy, że pozwalamy psu niszczyć stare szafki? Nie. Ale to i tak ściąga dużo presji, jeśli zdarzy się wypadek.

4)  Ponieważ osiągnęłam taki etap w życiu, że zaczęłam może nie marzyć, ale na pewno myśleć o szczeniaku. To ten mokry sen o "wychowaniu psa", który w naszym przypadku wiązał się dodatkowo ze świadomością, że nasz niedźwiadek Brokuł niekoniecznie zaakceptuje kolejnego dorosłego psa. Proces oswajania Brokuła z niewiarygodnie uległą Karmą to był długi proces, który trudno zaliczyć do najprzyjemniejszych (500km przejechane na same spacery zapoznawcze). Gdybym mogła przygarnąć kolejnego staruszka to miałabym dwa typy, które już poznałam i chodziłam z nimi w schronisku na spacery, ale na tym etapie bitka z Brokułem to byłoby dla mnie za dużo.

5) No i w końcu, ponieważ mieszkamy na wsi. I teraz nie zrozumcie mnie źle - od kiedy przeprowadziłam się w mój ukochany region, poznałam masę przemiłych ludzi, z których spory procent ma psy i o nie dba. Rzadko na takim poziomie, jaki obserwuje się wśród instapsiarzy, to jest luksusowe szelki, karmy których nie da się kupić stacjonarnie i wyjazdy na seminaria, ale wiele psów prowadzi całkiem wporzo wiejski żywot. Ale są takie które wylosowały krótszą słomkę. Jeśli popytać skąd wzięły się te wszystkie utytłane i nieszczepione burki przy budach, to wiele z nich zostało zabranych od kogoś kto akurat miał szczeniaki jako prezent dla dziecka. Prezent się znudził albo zaczął dojrzewać i dokazywać, to dostał łańcuch i budę. Czasem buda jest w dobrym stanie, a czasem nie. Kiedy zobaczyłam Baklavę i jej rodzeństwo zaczęłam się zastanawiać, ile z nich dobrze trafi, a ile skończy na łańcuchu albo dojedzie je parwowiroza. 
Oczywiście to brzmi jak osąd, którego staram się unikać. Nie jestem przeciwnikiem budy i kojca, aczkolwiek często ta buda z kojcem stają się wszystkim co pies zna przez większość swojego życia i dla mnie jest to straszne, jeśli mam porównanie w jaki sposób psy się rozwijają gdy zapewnić im odpowiednie warunki. I to nie luksusowe warunki, ale takie zwyczajnie przyzwoite. Kiedy wzięłam Baklavę na ręce nie mogła wyjść mi z głowy. Następną dekadę zastanawiałabym się gdzie jest, czy nie jest głodna i czy ma ciepło. 

Tym samym oficjalnie powiększyliśmy rodzinę o szczeniaka. Na razie nie jest ciężko, ale to pewno cisza przed burzą. Wczoraj miałam taki dzień, że była piękna pogoda, więc wyniosłam sobie na ogródek leżak. Szczeniak ułożył się w nogach, dorosłe psy poszły wąchać, a koty wcisnęły mi się na kolana. I to było naprawdę dorbre popołudnie.

Comments

Popular Posts