Jednak chciałam wziąć zwierzę z DT/Fundacji ale...



Jakiś czas temu napisałam, dlaczego nigdy więcej nie będę chciała skorzystać z usług Domów Tymczasowych lub Fundacji, ale rzeczywistość weryfikuje pewne "ja na pewno nigdy...". Chociaż w sumie w tym przypadku niczego nie zweryfikowała, a tylko pogłębiła moją awersję.

Niedawno znaleźliśmy kotka w reklamówce, o czym na tym blogu już było. Ale zanim mały kotek pojawił się w naszym życiu, namierzyłam w okolicy dwa dorosłe koty, spośród których chciałam wybrać Tego Jedynego do adopcji. Zawsze chciałam mieć kota, nareszcie miałam odpowiednie ku temu warunki, a poza tym szczerze uważam, że jeśli ktoś ma możliwość przygarnięcia bezdomniaka który tego domu potrzebuje, to źle robi nie korzystając z tej opcji.

Dajmy tym dwóm kotom jakieś fikcyjne imiona, na przykład Filemon i Mruczek. Filemon był pod opieką fundacji X i miał masę zalet, na przykład przepiękną, oryginalną urodę oraz adnotację, że preferowany dom wychodzący. Bajka, w teorii mniej roboty. Tyle tylko, że pani z fundacji X była bardzo niechętna tej adopcji. Spędziłam z nią ponad pół godziny na telefonie i głównie zastanawiała się na głos czy dom z działką przy drodze dojazdowej z ograniczeniem do 30km/h to na pewno dobre warunki, bo ona by wolała jakiś dom pod lasem albo duży sad. Po wypełnieniu ankiety czekałam tydzień na odpowiedź, że może przyjechać i się zobaczy, ale da mi znać kiedy by mogła. Mogła najwcześniej za dwa tygodnie.

W międzyczasie, w myśl zasady że jak się czegoś nie ma, a się tego chce, to chce się tego bardziej, znalazłam Mruczka. Pani od Mruczka (fundacja Y) była przez telefon czarująca i zgodziła się, żebym przyjechała do DT zobaczyć kota osobiście. Mruczek był cudowny. Łasił się, przytulał pyszczkiem do ręki i dużo mruczał, a, co istotne, był kotem powypadkowym o niskich szansach na adopcję. Umówiliśmy spotkanie przedadopcyjne u mnie i od razu anulowałam procedurę w fundacji X, bo wiedziałam że ten albo żaden. Dwa dni później znalazłam kota w siatce.

Pani z fundacji Y była niepocieszona, że na pewno teraz już nie będę chciała Mruczka skoro mam małego kotka, a ja że nienie, ja zakochałam się w tym kocie, anulowałam drugą procedurę i chcę jego.

Więc pani przyjechała. I powiedziała, że nie wyda mi Mruczka do kociaka, bo to byłby dla niego za duży stres. Przekonywałam, próbowałam tłumaczyć że zapewnię mu dobre warunki, że będzie bezpieczny, niewychodzący i kochany, ale nie. Mruczka nie, ale jakiegoś innego kota to spoko. Ale ja nie chcę innego kota. Ale proszę się zastanowić. 


Tydzień później po prostu wzięłam kota od innego podmiotu. To nie jest to samo, w sensie mam wrażenie że ta mała została wzięta bardziej dla naszego pierwszego kota niż dla mnie, ale to jakieś moje wewnętrzne rozterki.

Pół godziny temu znalazłam na fejsie ogłoszenie. Fundacja pilnie szuka domku dla Mruczka, bo zainteresowanie powypadkowym kotem jest żadne, a on tak bardzo potrzebuje człowieka.

I ja w tym momencie nie wiem, czy to ja jestem szurnięta i zrobiłam tak złe wrażenie że zostałam zbyta, czy Fundacja ostro leci w kulki tylko nie czaję zupełnie po co.

Comments

Popular Posts