Jak wprowadzaliśmy klatkę kennelową - trzy historie o naszych psach



Klatkę kennelową kupiliśmy jeszcze przed pojawieniem się w domu pchlarza - była to największa i najdroższa część wyprawki, klatka w rozmiarze XL, ponad metr długości. Brzydkie, do niczego nie pasuje, z trudem zmieściło się w aucie.

Czytałam w tamtym czasie dużo o crate games, ale kupiłam tę klatkę z bardzo prostego powodu - byliśmy na wynajmie i nie chcieliśmy, żeby pies coś wybebeszył. Kiedy okazało się, że purchlak nie ma takich skłonności, to kennel sobie po prostu stał otwarty i jeśli akurat potrzebowałam, żeby pies się nie kręcił pod nogami (goście którzy bali się psów lub na przykład konieczność umycia podłogi), to wprowadzałam kundla smaczkiem do klatki mówiąc głośno "klatka", zamykałam i tyle. Potem już działała samak komenda i ruch pustą ręką. Nigdy nie wyszłam z domu zostawiając psa w kennelu. Pardon - zamkniętym kennelu, bo kundel szybko zaczął sam do klatki wchodzić, tam wolał spać i ogółem klatka wprowadziła się sama. Możliwe, że dlatego, iż nie lądował w niej za karę.

Sukinia bardzo długo nie miała swojej klatki, ale ponieważ zdarzało się drzeć ryja na gości, to razem z kongiem trafiała do klatki pchlarza na czas, kiedy nie mogła siedzieć na kanapie obok intruza i go terroryzować zimnym wzrokiem. Pod nowym adresem dostała swoje kenelulu, którego nie wprowadzaliśmy w ogóle. W klatce znalazło się dotychczasowe legowisko księżniczki i suka już pierwszej nocy poszła spać do środka. W tym samym czasie pchlarz dostał nowego, materiałowego kennela vel. namiot, i "wprowadziliśmy" go tym samym patentem, tj. przełożyliśmy tam stare legowisko. Nie obeszło go to wiele, od razu przyjął nowe lokum na klatę.


Z białą suczką sprawa była trochę bardziej skomplikowana. Nie wiedzieliśmy czy niszczy i jak będzie się zachowywać po adopcji (w schronisku była BARDZO żywiołowa), dlatego dostała starą, metalową klatkę po pchlarzu. Od dnia zero była zamykana w niej na noc, ale nie dlatego, że jesteśmy straszne złamasy i nie chciało się nam jej uczyć, ale ponieważ sucz została zaadoptowana dosłownie w drodze pod nowy adres, gdzie trwał remont i porządki - to oznaczało kable na wierzchu, ogólny bałagan, niezabezpieczone jeszcze schody i realną możliwość zrobienia sobie krzywdy. Za to jak wprowadziliśmy tę klatkę pewno można zebrać cięgi od psiego gestapo na jakiejś grupie na fb, głównie czymś w stylu "jak się nie ma warunków, to się nie powinno brać psa". Staruszka miała nowotwór, przyjmowała leki, ludzie się o nią generalnie nie zabijali, a my mogliśmy dać jej dobre życie, tylko tak jakby 700 km na południe w domu w fazie przepoczwarzania się. Kennelowaliśmy ją na noc przez miesiąc, wprowadzając ją smaczkiem do klatki. Szybko zaczęła z niej korzystać sama w ciągu dnia na drzemki, ale wtedy nie zamykaliśmy drzwiczek. Pożaliła się raz, dosłownie jednym szczekiem, kiedy świeżo po przyjeździe do domu, gdzieś około drugiej nad ranem, wepchnęłam ją do klatki, bo musiałam się przespać bez nerwów, że przegryzie wężyk od butli gazowej. W tym momencie suka korzysta z klatki kiedy chce, drzwiczek nie zamykamy w ogóle (przestaliśmy jakoś po siedmiu tygodniach), piesek nie ma klatkowej traumy, chociaż nie było żadnych crate games. Pewno inaczej bym śpiewała, gdyby miała jakieś straszne lęki na tle klatki.

Dlaczego jestem fanem kenneli?

To tylko narzędzie. Samo w sobie nie jest złe, daje za to dużo możliwości, jeśli ktoś boi się mieć psa z uwagi na zniszczenia w wynajmowanym mieszkaniu. Dobrze dopasowana rozmiarem klatka jest wygodnym, bezpiecznym schronieniem. Pieska który nie ma jakichś odjazdów separacyjnych nie boli serduszko, że jest zamykany w klatce na kilka (nie kilkanaście) godzin i nie może sobie pograć na playu albo chociaż pomemłać gryzaka na kanapie w salonie.

Pies sobie nie zrobi krzywdy. O ile pobyt w klatce to nie jest walka o życie i straszny stres, to przespanie w kennelu dwóch-trzech godzin, czy nawet całej nocy, eliminuje ryzyko zrzucenia na siebie czegoś ciężkiego czy przegryzienie kabla, a więc dla mnie spoko interes. Staruszka była dodatkowo kennelowana dlatego, że nasz smalec alfa miał do niej sceptyczny stosunek, a klatkę traktował jako jej teren i nie burczał tam na nią, więc mogła spokojnie kimać nie będąc niepokojoną przez nikogo.

Dobrze wprowadzona klatka zwraca się też, kiedy psa trzeba przymusowo unieruchomić by podać mu kroplówkę lub po operacji. Niektóre hotele patrzą też przychylnie na psy, które zostają w pokoju same w klatce. O ile nie wyją.

No i nasze psy nie niszczą, ale mogłyby, a gdybyśmy te kennele zamykali po bożemu to ryzyko takich akcji spadłoby z prawie zera to zera bezwzględnego.

Comments

Popular Posts