Konfiskata wiejskiego psa przez wielkomiejską organizacje prozwierzęcą



Parę wpisów temu pisałam o wesołej fundacji, która próbowała mi "wcisnąć" psa z domniemanym nowotworem. Otóż ta karuzela śmiechu osiągnęła jeszcze jeden interesujący wymiar, który mnie stresuje, bo to kiedyś mogę być ja, gdy ktoś arbitralnie uzna, że moja ośmioletnia suka z nowotworem nie wygląda jak trzylatka. 

Od jakiegoś czasu mieszkamy na wsi i standardy życia tutejszych psów są mało instagramowe. Nie ma żadnych luksusowych szelek, psich menu ani spacerów z elementami noseworku, są za to względnie zadowolone z życia wiejskie psi memłające sobie kość. Kiedy panie z fundacji szukały mojej hacjendy, trafiły do lokalsa pięć ulic dalej, który TRZYMA PSA W KOJCU. Wątek tego sąsiada trochę mi umknął, ale kojarzę tamtego kundla i jego sytuacja nie jest dramatyczna. Kojec to faktycznie ogrodzona część podwórka, buda jest ocieplona, pies nie biega po klepisku, ale jest tam sporo trawy i jakieś drzewo (cień), pies też z całą pewnością codziennie dostaje jedzenie i wodę. Azorek czy jakmutam faktycznie jest brudny, ma beznadziejny socjal i według mojej najlepszej wiedzy wylądował w kojcu bo był agresywny, więc z mojej perspektywy pańci z miasta ktoś dał tyłka na etapie wychowywania szczeniaka, a potem stracił kontrolę nad sytuacją, ale jakoś zwalczam wewnętrzną potrzebę bycia "breaker of chains and mother of dogs", bo pies nie ma zaspokajanych wszystkich potrzeb (eksploracja i takie tam fanaberie), ale też nie cierpi męk. Panie z fundacji zasugerowały jednak, że się przyjrzą tej sytuacji i jak będzie trzeba psa zabiorą.

Szczęśliwie chyba o tym zapomniały, ale niedawno wyświetliło mi się w internecie, że interwencyjnie zabrały komuś psa z podwórka, gdzie nawet nie miał budy i szukają pieskowi nowego domku. W komentarzach poklask, gratulacje odwagi i życzenia śmierci dla (domniemanego) ex-właściciela, tyle tylko, że...

1) Problem konfiskaty psa

Ale w sensie, że bezprawnie zakosiły komuś psa z podwórka? Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli adoptować psa "interwencyjnie" odebranego, to się dopytajcie co to znaczy. Czy właściciel się pisemnie tego psa zrzekł? Czy był obecny podczas zabierania psa? Czy wezwano policję? Kto w świetle prawa jest w tym momencie właścicielem psa, bo może być tak, że sprawa kradzieży zwierzaka trafi do sądu. "Interwencja" to może być dość mętne określenie sytuacji, podczas której Dżesika i jej koleżanka Żorżeta wbijają komuś do ogródka i kradną psa, bo pies nie ma budy i jest brudny, a nie ma budy bo na przykład ma legowisko w szopie, stodole albo garażu. I to brzmi śmiesznie, szczególnie, że hehe Dżesika, ale to się naprawdę tak odbywa, szczególnie jak ktoś prowadzi wesołą fundację, bo jest kiepski w robieniu rzeczy solidnie pod szyldem jakiejś większej organizacji. 

2) Piesek cierpiał, bo nikt go nie kochał

Nie wiadomo. Zdarza się tak, że psy przy budach serio prowadzą dość przyzwoite życie. Nie chodzą może na długie spacery i nie mają piłeczek z atestem, ale są przyzwoicie karmione, szczepione, kastrowane i nie każdy właściciel posesji z budą jest zwyrodnialcem. Warto pewne rzeczy zgłaszać, jeśli pies jest w oczywisty sposób niedożywiony, chory lub potencjalnie agresywny, ale sam fakt spania w budzie i żarcia resztek z obiadu nie powoduje, że piesek tkwi w zwierzęcym piekle. Szczególnie, jeśli ma jakąś więź z właścicielem 

3) Szukamy dla pieska najlepszego domu pod słońcem

Tyle tylko... że nie. Pieski postinterwencyjne z jakichś mętnych fundacji złożonych z Dżesiki, Żorżety, Żakliny i chłopaka Żakliny Dżejkoba który robi za kierowcę:

- po pierwsze, najpewniej nie mają kompetencji, żeby weryfikować osoby zainteresowane adopcją,
- po drugie, działają na tyle lokalnie, że jeśli skonfiskują komuś pieska ze wsi, to trudno będzie znaleźć im potencjalnie dobry dom dla skołowanego psa na tak małym obszarze, gdzie standard jest względnie taki sam,
- po trzecie, jeśli pies faktycznie był niedożywiony i miał realne problemy, to nie jest mu potrzebna dobra ciocia która naklei plasterek z miłości, tylko diagnostyka, dobry wet, porządne jedzenie i ktoś kto ma cień pojęcia jak sobie radzić z problemami z zachowaniem; no chyba że piesku wszystko będzie wolno, bo jest biedny.

Przeważnie kończy się to tak, że biedny piesek trafia do zupełnie przeciętnego albo całkiem miernego DT albo DS, gdzie ktoś chciałby zrobić dobry uczynek, ale nieszczególnie wie jak. Stąd dziwne prośby, że Burek po dziesięciu latach w kojcu najlepiej odnalazłby się przy starszej osobie, która go wykarmi i obdarzy miłością (co?) albo zdjęty z łańcucha Rex potrzebuje tylko miłości i bardzo się będzie STARAŁ nie sprawiać problemów.

4) Belka w oku

Osobiście uważam, że jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi na "ratowanie" każdego psa, który nie jest traktowany najlepiej jak to w teorii możliwe. Jeśli fundacja decyduje się zabrać komuś psa, ale tak trochę po cichu i najlepiej bez policji żeby nie było kwasu, to byłoby spoko jakby miała realne szanse znaleźć temu psu lepszy dom. W praktyce, mamy dużo przerzucania psów od jednego DT do kolejnego, dramatyczne apele o pomoc i deficyt potencjalnych DS, które są w stanie doskoczyć do odpowiednich standardów. Tak było w przypadku psa z domniemanym nowotworem, którym byłam zainteresowana i nadal bardzo żałuję tamtego spotkania - pies był wiele dni przetrzymywany w łazience, bo kafle sprząta się łatwiej niż zafajdany dywan i to było okej, bo był pod skrzydłami fundacji, ale zanim w ogóle mogłam się o niego ubiegać musiałam się wyspowiadać z liczby schodów w domu, bo kizimizipieseczek musi być na parterze (chociaż jego DT był w bloku). To jest bardzo brutalne, ale jeśli dana fundacja ma aspiracje działać w regionie, gdzie w zasadzie nie ma psów trzymanych w domu, to musi się trochę dograć do realiów albo szukać domów stałych w ośrodkach miejskich. W mojej obecnej okolicy może jeden opiekun na trzydziestu chodzi z psem na spacer. Psy są przydomowe, czasami puszczane luzem po wsi, czasami trzymane w kojcach. Okazjonalnie dzieci chcą się przespacerować z pieskiem to się im na to pozwala, ale autentycznie spotkałam dokładnie jedną osobę na spacerze i nawet nie mam pewności, czy to lokals. Konfiskowanie komuś psa i szukanie mu lepszego domu w tej samej okolicy to już nie jest myślenie życzeniowe, ale jakieś lekkie zaburzenie. Nie popieram. 


Oczywiście każdy z tego przeczyta to, co będzie chciał. Interwencje to tylko narzędzie do poprawiania bytu psów. I jak każde narzędzie musi być jakoś sensownie używane, żeby przynosić cokolwiek dobrego.

Comments

Popular Posts