Piesek w drodze - ubezpieczenie, ale zupełnie nie takie o jakim myślicie



Od kiedy nie mam już zniżek podróżuję głównie samochodem i z obrzydzeniem wspominam ścisk w drugiej klasie PKP, rozpychających się i niedomytych współpasażerów oraz cenę na bilet w pendolino, w którym nadal zdarzają się ludzie ignorujący przepisy w Strefie Ciszy. Z tego tytułu nasze psy nie noszą kagańców, bo jeżdżą przypięte psimi pasami na tylnej kanapie i nie wiedzą co to jest komunikacja zbiorowa.

No ale zdarzyło się tak, że zepsuło się nam auto w trasie. Niefajna sprawa, ale przecież mamy pełne ubezpieczenie, za chwilkę będzie laweta, za godzinkę auto zastępcze. 

Napierw pan od lawety zrobił problem, że psy muszą zostać w holowanym samochodzie, ale żadne z nas nie może tam przebywać razem z nimi, bo przepisy. Nie podobało mi się to, bo według mojej najlepszej wiedzy zestresowany pies mógłby zdemolować auto i próbować się z niego wydostać, ale na szczęście jestem z tych monstrum, które przyzwyczajają psy do zostawania w zamkniętym pojeździe i moje kundle nie były jakoś szczególnie przejęte, sczególnie że widziały nas cały czas przez okno kabiny pasażerskiej. Na pewno nie zamykam ich w upał i na pewno nie ma dłużej niż pięć minut, ale jeśli muszę wyjść z auta, zatankować i podejść do kasy, to psy nie będą mi w tym towarzyszyć. Ważne - jeśli macie centralny zamek, to oduczcie się go używać, bo jeśli zamknięcie psa w aucie w ten sposób to z dużą dozą prawdopodobieństwa czujniki ruchu wewnątrz samochodu uruchomią alarm. Pchlarza spotkało to dwa razy i pozostał niewzruszony.  

Co nie zmienia faktu, że nasze auto po prostu stanęło. Gdyby zostało strzaskane w wypadku i psy nie mogłyby w nim podróżować, nie mam pojęcia w jaki sposób zostałyby zapakowane do kabiny lawety, bo naprawdę nie było tam miejsca. Jedynym pomysłem jest mówienie już podczas zgłoszenia zdarzenia, że w aucie są cztery osoby (zamiast dwóch osób oraz dwóch psów), ale domyślam się, że laweciarz mógłby zrobić z tego uzasadniony problem.

Byliśmy w sporym stresie i naprawdę nie pomagało, że pan od lawety jak tylko usłyszał że zamawiamy auto zastępcze to zaczął mielić ozorem, że psy na pewno nie zostaną do takiego samochodu wpuszczone i w jego firmie takie rzeczy są nie do pomyślenia. Na szczęście wypożyczalnia która podstawiła nam samochód nie miała z psami problemu, po prostu w umowie jest uwaga o ewentualnych kosztach naprawy szkód i zabrudzeń które powstały w wyniku transportu zwierząt. No i tyle. Ale teoretycznie wypożyczalnia może mieć z tym problem; tym większy im większy jest pies.

Czy jest jakaś pointa? Finansowo dość istotna. Możecie mieć najlepsze ubezpieczenie na świecie, a podczas wypadku drogowego lub awarii możecie mieć realny problem z transportem waszych zwierząt. Jeśli wasze auto będzie skasowane, a laweciarz nie zgodzi się na transport psa w kabinie jego pojazdu - będziecie mieć problem. Jeśli wypożyczalnia nie zgodzi się na przewóz psa w aucie zastępczym - też będziecie mieć problem. I najpewniej wasze OWU tego nie przewiduje, bo psiarzom zawsze wiatr w oczy.

Comments

Popular Posts