Luźne refleksje na temat obowiązkowej kastracji psów



Brałam ostatnio udział w patodyskusji, w której mój oponent twierdził, że:
- kastracja psów i suk niehodowlanych powinna być obowiązkowa,
- brak kastracji powinien skutkować karą, jak rozumiem finansową, ale w sumie to może na przykład obcięcie ręki i wypalenie czegoś na czole też brzmi jak dobry pomysł,
- wolontariusze ze schronisk powinni bezwzględnie popierać obowiązkową kastrację, inaczej jedno z dwojga: są głupimi wolontariuszami albo pracują w czynie w "złym" schronisku; ogółem zasugerowano mi (o ironio), że powinnam wybrać się do schroniska zobaczyć do czego (rzekomo) prowadzi brak kastracji, a kiedy pozwoliłam sobie zauważyć, że działam na rzecz schronisk i nadal nie widzę związku, pani była bardzo ciekawa, jakie schronisko pozwala sobie na tak rewolucyjne poglądy u swoich wolontariuszy,
- a w ogóle to moja racja jest najmojsza.

Zacznijmy więc od blogobibliografii. Najlepszy tekst o obowiązkowej kastracji popełniła Evel i podpisuję się pod każdym jej słowem. Na końcu tekstu jest informacja, że dorosła suczka blogerki niedługo idzie pod nóż. O faktach i mitach związanych z kastracją można również przeczytać u Zamerdanych. Pies autorki jest kastratem. O kastracji pisano również na Białym Jacku - i ponownie, tekst został napisany przez autorkę wykastrowanego psa. Nie napiszę w tym temacie nic bardziej odkrywczego, wobec tego kilka osobistych smaczków.


1) Brak kastracji nie przekłada się na wzrost bezdomności. Takie rozumowanie jest nielogiczne.

Powstanie kolejnych bezdomnych miotów, lub miotów które pójdą "tylko w dobre ręce", nie jest konsekwencją braku kastracji, a skutkiem olewczego podejścia właściciela, który dopuścił do kopulacji dwóch osobników. Po świecie chodzą ludzie mający niekastrowane psy, ale dzięki odpowiednim środkom zaradczym nie produkują one nowych piesków co pół roku. Gdybym miała niekastrowaną sukę, to po prostu nie pozwalałabym jej biegać luzem na nieogrodzonych terenach w trakcie cieczki, nie zostawiałabym jej samej w ogrodzie, którego ogrodzenie może być sforsowane lub może umożliwiać kopulację między prętami, stosowałabym adekwatne środki zaradcze przeciw objawom ciąży urojonej i najpewniej częściej myłabym podłogę w trakcie "tych dni". Pozostaje rzeczą trudną dla mnie do pojęcia, w jaki sposób dokładałabym w ten sposób moją cegiełkę do problemu bezdomności psów w Polsce. Gdyby suka poszła w tango albo zaistniałby cień podejrzenia, że zaciążyła, to wtedy poszłaby pod nóż. Natomiast sam fakt, że nie byłaby kastrowana, nijak ma się do problemu bezdomności. Nie ma szczeniaczków, nie ma więcej bezdomnych piesków, proste. To, że najpewniej niekastrowana suka byłaby źródłem frustracji okolicznych pełnojajecznych adoratorów to inna rzecz, aczkolwiek cały czas nie do końca rozumiem, dlaczego to miałby być mój (hipotetyczny) problem.

2) Wykastrowaliśmy nasze zwierzęta z lenistwa.

Sukę szczęśliwie dostaliśmy już po zabiegu. Jeśli chodzi o suczkę, wykastrowałabym ją właśnie po to, żeby uniknąć humorów i plamienia podczas cieczki oraz ograniczyć ryzyko związane z guzami listwy mlecznej. Szczeniaczki i tak nie wchodziłyby w grę. Co więcej, mieliśmy niekastrowane samice szczurów domowych. U jednej rozwinęło się ropomacicze i nie popełnię tego błędu drugi raz.

Jeśli chodzi o samca, cały czas mam mieszane uczucia związane z tym zabiegiem. Obowiązek kastracji mieliśmy zastrzeżony w umowie i zamierzaliśmy go dotrzymać, chociaż na poczekaniu przychodzi mi do głowy kilka pomysłów, jak mogłabym tego uniknąć gdybym bardzo chciała, bez ryzyka odebrania mi psa przez organizację która nam go wyadoptowała. Pchlarz od początku był bardzo zrównoważony i nie miał problemów z innymi samcami (był dość uległym, spokojnym psem), więc nie do końca podobało mi się ingerowanie w jego zdrowy organizm. Tyle tylko, że dość szybko okazało się, że suczki to jednak fajna sprawa i nasz pies gonił i próbował kopulować każdą sunię w zasięgu wzroku... tyle tylko, że kopulował je W GŁOWĘ. Wszyscy się z tego śmiali, ludzie kręcili filmiki z naszym uśmiechniętym włochaczem skaczącym sukom na głowy (suki na ogół nie protestowały), zaś jeśli chodzi o posłuszeństwo, to przy sukach nawet odwołanie działało tak w połowie przypadków. Ryzyko, że pobiegnie za którąś prosto pod koła auta było za duże, więc pies poszedł pod nóż. I nazwijmy to po imieniu - ta decyzja była podjęta z lenistwa, bo teoretycznie mogłam pracować nad tym problemem metodami pozytywnymi, może jakąś lekką awersją, ale poszłam na skróty.

W naszym przypadku kastracja rozwiązała problem zainteresowania sukami. Nie podbiega, nie interesuje się, jego skupienie należy wyłącznie do nas i do piłki.

3) Negatywne konsekwencje.

Suczka kastrowana w warunkach schroniskowych ma lekką przepuklinę. Weterynarze z którymi to konsultowałam nie mają złudzeń - schronisko ogłosiło przetarg, wygrał ktoś kto obciął koszty i po prostu użyto za mało nici. Jeśli chodzi o psa, kastrowanego na koszt schroniska ale już podczas pobytu w domu, powikłań nie było, ale niedługo po kastracji pojawiły się dwa problemy, które wcześniej nas nie dotyczyły. Jednym z nich był zwiększony apetyt który doprowadził do szukania śmieci na spacerze, drugim niższa tolerancja na samce.

I teraz chciałabym coś uściślić.

Pchlarz został wykastrowany jakieś sześć tygodni po adopcji. Jest szansa, że te zjawiska wystąpiłby tak czy inaczej, po prostu pies musiał się przyzwyczaić do nowej sytuacji życiowej i jak się trochę u nas "zasiedział", to zaczął się rozbestwiać. Może kastracja się do tego przyczyniła, a może nie. Nigdy się nie dowiemy.

Szukanie śmieci udało się dość szybko przepracować nauką komendy "zostaw", która i tak ma tę wadę, że trzeba zauważyć że coś jest na rzeczy, żeby odpowiednio szybko zareagować. Założyliśmy więc, że pies może być głodny i zwiększyliśmy porcję dobową pokarmu ORAZ porcję ruchu. Kastraci na BARF schodzą do porcji wielkości nawet 1,5% swojej masy docelowej, podczas gdy my podajemy 3-4% (500-600g), ale też przeprowadzamy przeciętnie 7-10 kilometrów spaceru dziennie, plus zabawy węchowe i trening posłuszeństwa, żeby ograniczyć skłonności do tycia. Pies po kastracji nie przytył, a zwiększenie dziennej porcji pożywienia pomogło wyeliminować szukanie śmieci.

Jeśli jednak chodzi o stosunek do samców to jest różnie. Pchlarz selektywnie akceptuje podchodzące do niego psy tej samej płci. Sam nie wszczyna bójek, ale nie lubi dużego odsetka spoufalających się samców. Ale. Może to mieć związek z koślawą ochroną naszej suczki, a mogło tak być wcześniej tylko mieliśmy za mało czasu przed kastracją, żeby zaobserwować jego stosunek do innych samców. Co ciekawe jednak, dopiero po kastracji zaczęły się zdarzać incydenty, w których pełnojajeczne samce próbują gwałcić naszego psa, co mu się zdecydowanie nie podoba. Także - nie musimy uważać, żeby do kogoś nie podbiegł i zaczął burdę, ale jeśli podbiega do nas jakiś samiec (a właściciel jest gdzieś na horyzoncie i niewzruszony drepcze w swoim tempie), to musimy pilnować tego drugiego kundla, żeby nie miał głupich pomysłów na zabawę.

4) Obowiązkowa kastracja sprawi, że schroniska znikną z powierzchni ziemi.

Nie.

Już kiedyś pisałam. że psy w schroniskach często mają pewne powtarzalne cechy. Na przykład sporo jest psów dużych, w średnim wieku lub kłopotliwych podrostków, do tego pospolicie umaszczonych, sporo czarnych. Jeśli ktoś chce mieć szczeniaczka w typie, to będzie szukał psa bliskiego jego preferencjom. I możliwe, że go sobie w końcu kupi, z mniej lub bardziej etycznie działającej hodowli. Nie mówię tutaj o kwestiach legalnych, bo jest od groma legalnie działających hodowli, które produkują kolejne mioty w strasznych warunkach. Jeśli zamkniemy 90% hodowli i wykastrujemy wszystko co się da, nie spowoduje to, że osoba która chciałaby mieć małego buldożka, z braku laku przyjdzie do schroniska i zaadoptuje dziesięcioletniego owczarka z zaćmą i całym spektrum problemów behawioralnych. Szczególnie, jeśli do tego będzie się od opiekuna oczekiwało piętnastu ankiet, dziesięciu spacerów zapoznawczych i wizyty poadopcyjnej. Po prostu tego szczeniaka sobie znajdzie - a czy on będzie zdrowy i dobrze zsocjalizowany, to wyjdzie w praniu.


Sama kastracja, robiona bez pomyślunku, i do tego bez ogromnych zmian w kompleksowej edukacji niewiele zmieni, bo autentycznie chciałabym zobaczyć, jak ktoś sprawdza biegające luzem po wsiach psy, czy właściciel je wykastrował, czy ma za co, i czy jest z czego ściągnąć "karę". A przecież o zwierzęta po zabiegu trzeba jeszcze dbać. Tylko w krzyczeniu chodzi o to, żeby krzyczeć, kto by to jakoś dogłębniej analizował.

Comments

Popular Posts