Dlaczego podarowanie schronisku karmy marketowej to jak danie dziecku na urodziny czekolady za 0,98zł



Wolontariusze i dobroczyńcy to wartość kluczowa dla każdej organizacji pożytku publicznego oraz innych instytucji, których celem jest niesienie pomocy słabszym. Wynika to głównie z tego, że działalności o takim profilu rzadko będą generować dla siebie zysk i żeby utrzymać się na powiechni kapitalistycznego świata potrzebują wsparcia finansowego od osób trzecich. A konkurencja na rynku OPP jest ogromna. Zainteresowani przeważnie znajdują się sami - zaczynają drążyć temat który jest bliski ich sercu i chcą się włączyć na miarę swoich możliwości w pomoc osobom wykluczonym, pacjentom hospicjów lub bezdomnym zwierzętom. Rachel Hutchisson w swoim wystąpieniu na TEDex poruszyła tę kwestię w kontekście społecznej odpowiedzialności biznesu, która w ostatnich latach zaczęła przeistaczać się w społeczną odpowiedzialność ludzi, głównie w tych społeczeństwach, gdzie potrzeby podstawowe zostały zaspokojone i można zacząć wyciągać rękę do innych. W warunkach polskich wygląda to trochę mniej różowo - w regionach wysokorozwiniętych obserwuje się (relatywnie) duże zainteresowanie dobrobytem zwierząt, podczas gdy na biedniejszych obszarach, gdzie jakość życia ludności jest odpowiednio niższa, odpowiednio gorszy jest też stosunek do zwierząt. Czasem jest on poniżej tolerancji.

W materiale zrealizowanym dla telewizji TVN z lutego tego roku poświęconemu schronisku w Jędrzejewie jest taka scena - ekipa dobija się do bram schroniska, z którego interwencyjnie odebrano 18 psów w stanie krytycznym. Domniemuje się, że właściciel placówki robi interes życia na umierających w mękach zwierzętach. Kamera pokazuje mieszkańca wsi, który twardo twierdzi, że niektórzy ludzie nie mają tak dobrze jak te psy, co jest potwornie śmieszne zważywszy że jednego znaleziono martwego w lodówce razem z martwym, nieprzebadanym dzikiem. Jeden z pracowników (ten pan już poprosił o zamazanie twarzy) upierał się, że to normalne że stare zwierzęta są w takim stanie jak trzęsące się na łapkach szkieleciki pociągnięte skórą, które ze schroniska trafiły do kliniki weterynaryjnej, gdzie panie doktor pełniące dyżur pozwoliły sobie mieć odmienną opinię.

Także różnie bywa. Schroniska i schroniska.

Kluczem do efektywnego wykorzystania wolontariuszy i dobroczyńców (tam gdzie się ich ma), jest:
a) podtrzymanie ich motywacji i utwierdzanie ich w przekonaniu że robią super robotę,
b) sterowanie ich zachowaniami w kierunku pożądanym przez organizację.

I tutaj właśnie zaczyna się problem. Schroniska z zasady dziękują publicznie darczyńcom za przekazaną im karmę, co ma sens, bo podtrzymują w ten sposób motywację do dalszych działań. Najpewniej większość darczyńców działa z potrzeby serca i jakieś chore akcje typu przywożenie śmieci bo wychodzi taniej niż odbiór zdarzają się sporadycznie i raczej nie dotyczą jedzenia. Tyle tylko, że w lokalnych schroniskach klasyką gatunku jest przywiezienie Puffi, Pedigree lub Chappi w ogromnych workach i mam bardzo mieszane odczucia, kiedy ktoś pozuje z uśmiechem obok tak lekko licząc 50 kilo Puffi i dwóch paczek Dentastixów, a mnie z szybkiej matematyki wychodzi, że za ten hajs można mieć coś co nie powstało z MOMu, "produktów pochodzenia zwierzęcego" i dużych ilości węgli, które bardzo szybko przełożą się na gigantyczne kupy. Innymi słowy - podtrzymanie motywacji działa, ale sterowanie pożądanymi zachowaniami już nie zawsze, bo trudno jest prosić kogoś, kto wydaje swoje pieniądze na realizację naszych celów statutowych, żeby wydawał je inaczej, a co więcej na produkty uchodzące za luksusowe.

I tu naprawdę nie chodzi o to, żeby zrobić dla schroniska zakupów za kilkaset złotych kosztem własnej jakości życia, tylko żeby chociaż zapytać pracowników PRZED zakupami, czy przypadkiem nie potrzebują hypoallergenica zamiast marketowej karmy bytowej i kupić coś naprawdę potrzebnego, zamiast cieszyć się z własnej fajności, że oto ja, dobroczyńca, przyniosłem 50 kilo żarcia. Co prawda psy bankowo dostaną po tym biegunki, ale to tylko głupie kundle ze schroniska i przecież lepsze Puffi niż głód.

(I nie, Pedigree nie jest znacząco lepszą karmą niż Puffi, po prostu ma lepszy marketing, podobnie jak wszystkie produkty koncernu MARS. Pedigree i Chappi inwestują w czas antenowy, a Royal Canin w wyposażanie gabinetów weterynaryjnych w swoje mocno przeciętne i stanowczo zbyt drogie w stosunku do jakości produkty. Wiedzieliście, że to jest sama firma? Robią też Shebę i Whiskasa. Z kolei Felix, Purina i Gourmet to dzieci konkurencji - koncernu Nestle. )

To nie miał być wpis o tym jak kupić dobrą karmę. Na ten temat powstały kilometry tekstów na naprawdę bardzo wysokim poziomie, gdzie tłumaczy się łopatologicznie, że "karma z kurczakiem", to obok kurczaka nawet nie stała, a "kurczak" to nie jest to samo co "mięso mięśniowe z kurczaka", a raczej dzioby, pióra, zmielone korpusy, oczy itd. Co więcej - ten kurczak, który jest stosowany do produkcji karm, nawet jeśli zakład ma uruchomione GMP+, niekoniecznie jest mięsem human grade, czyli tym, co jest dopuszczone do jedzenia przez ludzi. Czy Wy naprawdę myślicie, że firma produkująca karmę dla psów, ma swoją własną ubojnię lub kontroluje swój łańcuch dostaw na tyle, że jest pewna ile kości, podrobów i MOMu ma w swoim półprodukcie, który ładuje do wyrobu finalnego określonego na opakowaniu jako "kurczak 4%"? O tam się mądrala znalazła, dorośli ludzie nie mają czasu na takie pierdoły. 

I teraz tak na poważnie - czy ktoś naprawdę może uważać, że psu nie robi różnicy czy jest odżywiany mięsem mięśniowym / puszką mięsną czy suchymi chrupkami z marketu?

To że nie ma porównania, bo jest tylko psem, nie jest argumentem. To że jest psem ze schroniska też nie. Albo kundelkiem, bo przecież wiadomo, że kundle mogą dostawać gorsze jedzenie niż psy rasowe. Mogę zaakceptować pewne przesłanki ekonomiczne, kiedy kogoś naprawdę nie stać, albo niewiedzę, bo niewiedza jest błogosławieństwem, ale jeśli ktoś wie, że karmi źle, a dalej tak robi, bo "jemu już wszystko jedno" albo inne "eee tam", to jest to tak zwyczajnie przykre. Co jakiś czas słyszę te ograne i suche jak pieprz historie, jak to ktoś miał się przez wakacje opiekować psem kolegi i ten piesek niby był taki luksusowy, tylko polędwiczki i inne smakołyki, a jak się go przegłodziło przez pięć dni to szóstego łapał w locie suchy chleb, hehe, nagle przestał być taki wybredny, hohoho. No brzydzę się. Troszkę się brzydzę ludźmi, których cieszy przegłodzenie względnego mięsożercy dla śmiechu do etapu, w którym będzie jadł cokolwiek, a potem będzie go bołał brzuch.

Ale!

Większą część mojego życia wierzyłam, że rynek karm dla psów składa się z karm marketowych, a Pedigree to drogi, luksusowy wyrób. Potem był taki moment, że koleżanka-kociara odkryła Purinę i mówiła o niej, że nie jest to najlepsze co ma do zaoferowania rynek kociego żarcia, ale z tego co czytała to karma "najgorsza z najlepszych". Myślałam wtedy, że jeśli są jakieś alternatywy, to w najlepszym razie w Warsiawie, ale na pewno nie w lokalnych sklepach zoologicznych, które i tak nie były jakoś bardzo popularne i psie i kocie żarcie brało się z jakiegoś dyskontu. Sama kupowałam takie jedzenie na zbiórki i jeszcze głupio zastanawiałam się przed regałem, czy pieskom będzie bardziej smakowało danie z wołowiną czy raczej z kurczakiem, przy obłędnej cenie 3zł za ogromną puchę. Teraz mieszkam tak bardziej w Polsce A i w samym moim 30-tysięcznym mieście mam trzy sklepy zoologiczne, w tym duży market zoologiczny, które prowadzą karmy z segmentu Premium, karmy dla alergików, rzadkie, importowane marki i różnica w cenie nie jest uderzająca, szczególnie po uwzględnieniu porcjowania. Ale jestem taka mądra, bo mam dostęp do takich sklepów i miałam czas sobie porównać różne rzeczy, głównie ceny i składy.

Mamy taki zwyczaj, że jak jedziemy do schroniska to zawsze coś przywozimy. Zawsze. Zimą zbierałam koce, ale głównie celuję w karmę. Zakładam jakiś budżet, tworzę zrzutkę albo stopniowo zapełniam "schroniskowy karton". W tym momencie kupuję wyłącznie karmy typu monoprotein dla alergików, suchy hypoallergenic z Brita (który i tak nie jest wybitny) oraz karmy Naturo i Carnilove. Tak, wiem, że 400g Carnilove kosztuje dychę, po prostu przywożę trzy puszki zamiast 10 kilo Puffi. Kupujemy karmę weterynaryjną RC tylko na prośbę schroniska, osobiście nie mam dobrej opinii o Royal Canin, ale jestem tylko losową babką z internetu i nie skończyłam na weterynarii kursu z dietetyki zasponsorowanego przez Royal Ca... Ups.

Jeśli chcecie pomóc schronisku, to zapytajcie czego najbardziej potrzebują. Raz zdarzyło się, że priorytetem był koci żwirek. Czasami jest to karma dla kociąt. Czasem konkretne karmy typu Lamb and Rice. Czasami podkłady higieniczne. W każdym razie wydajcie na to tyle ile sobie założyliście, bo naprawdę nie chodzi o to, żeby darczyńcę naciągnąć na ile się da, ale żeby i darczyńca był szczęśliwy z dobrze zrealizowanej potrzeby serca i obdarowani też.

Comments

Popular Posts