Biologicznie Odpowiednie Żywienie psa czyli dieta BARF (oraz palpitacje weterynarzy, bo czemu nie Royal Canin)



Na początek ważne, najważniejsze uściślenie. Nie jestem psim dietetykiem i nie mam ambicji za takiego uchodzić w internetach. Osoby zainteresowane przestawieniem swojego psa na BARF powinny szukać informacji na BARFNYCH KOREPETYCJACH. Szczególnie, jeśli ktoś lubi czytać selektywnie, to znaczy rozumie z BARFa tyle, że w tej diecie podaje się kości, więc z ulgą zamienia karmę komercyjną na korpusy z kurczaka 3zł/kilo i potem płacze u weterynarza, że "w internecie pisało" i "jest barferem, a to przecież taka zdrowa dieta".


Ale po kolei.

Dlaczego zainteresowałam się BARFem 

Kiedy przygotowywaliśmy się do adopcji pchlarza wiedziałam, że psy schroniskowe miewają biegunki i rozstrój żołądka wynikający ze stresu i zmiany diety, jednak nic nie przygotowało mnie blisko dwutygodniowy kałotrysk. Autentycznie nie byłabym zdziwiona, gdyby ktoś po tygodniu wywiesił białą flagę, poczuł się "oszukany" przez schronisko i odwiózł psa do boksu jako przewlekle chorego, bo pchlarz był permanentnie upaprany w odchodach (a futro ma długie), nie dało się tego sprzątać, więc z poczuciem klęski chodziłam z butelką wody i obmywałam te plamki biegunki z chodników i trawników, do tego praktycznie codziennie robił na dywan w nocy, nawet jeśli ostatni spacer był o pierwszej nad ranem, a pierwszy przed szóstą. Zmiana pór karmienia, przegłodzenie psa, tabletki z florą bakteryjną... nic nie pomagało. Suchej karmy w ogóle nie chciał ruszyć (potem odwieźliśmy nasze nieruszone worki do schroniska), mokra wchodziła za to dość okej, z mięsa to łosoś i wołowina. Mielona. Ewentualnie. 

Disclaimer. W owych czasach nie rozróżniałam puszki mięsnej od mokrej karmy. Podawałam psu Dolinę Noteci Premium, więc chociaż nie są to złe saszetki, to szałowe też nie.

Jak wielu pierwszorazowych właścicieli byłam przewrażliwiona i pewna, że mój wyczekany, ukochany kundelek niemalże umiera. Biegunki miały różne kolory, w tym naprawdę fascynujące odcienie głębokiego burgundu (na pewno krew) do intensywnej żółci (na pewno rak wątroby). Trafiłam na opis diety BARF i postanowiłam poeksperymentować. Słowo klucz - poeksperymentować, zamiast doczytać wszystko na spokojnie.

Pchlarz w ogóle nie potrafił jeść mięsa innego niż gulaszowe lub bez kości, więc na początku dostawał sporo tej wołowiny, łososia (ale ponieważ nie do końca ogarniałam, to zdarzało mi się kupić takiego w plastrze wędzonego na zimno), szynkę (bo nie odróżniałam wędlin od mięsa) oraz wątróbki (bo nie odróżniałam podrobów od mięsa). Z uwagi na ograniczony wybór mięs w lokalnych sklepach kupowałam też dość bez sensu piersi z kury i indyka bez kości. Jeśli mięso miało postać na przykład ćwiartki z kurczaka, to było wesoło, bo pchlarz lizał go bezradnie, ale nie potrafił rwać na kawałki, w związku z czym a) polewałam mu to mięso jakimś biokefirem, żeby się bardziej zaangażował (pies zlizywał kefir i dalej nie rozumiał co ta ćwiartka), b) siedziałam z nim przed blokiem na trawniku i pomagałam szarpać tę kurę trzymając ją za kość.

Z czasem doczytywałam coraz więcej, ogarnęłam też jak robić sensowne zakupy, i mniej więcej po dwóch tygodniach mój pies już był na takim prawdziwym BARFie i w końcu uspokoiły się jego żołądkowe przeboje.

Błędy które popełniłam

Dieta BARF zakłada (według różnych "szkół") 60% mięsa, ok. 15% podrobów, 15% kości i 10% dodatków, a więc surowych jajek, warzyw, owoców oraz suplementów. Na początku nie potrafiłam sobie tego policzyć, nie miałam też wagi kuchennej, więc te proporcje nie miały zbyt wiele sensu. Ponieważ nadmiar podrobów powoduje rozwolnienie (podroby rozluźniają kupę), a ja dawałam psu sporo wątróbki, najpewniej mogłam unormować tą nieszczęsną kupę wcześniej.

Przez jakiś czas podawałam też głównie mięso chude. Kolejny błąd. Teraz bardzo doceniam mięsa z widocznymi przerostami tłuszczu. Zauważyłam, że kiedy mój pies przez dłuższy okres dostawał tylko kurczaka, indyka i chudą wołowinę zaczynał więcej pić. Od kiedy w diecie jest więcej mięsa tłustego problem zniknął.

Nieszczególnie ogarniałam jak robić zakupy. Teraz kupuję raz a dobrze dużą ilość i mrożę. Wiem który sklep ma kurczaka w najlepszej cenie, gdzie mogę dostać kurze łapki (tylko w jednym miejscu w promieniu 20km), kto ma wołowe potroby (jeden jedyny Auchan w mojej okolicy) i jak jestem w danym miejscu to kupuję więcej. Gdybym nie miała samochodu to najpewniej cienko bym śpiewała.

Nie miałam wagi kuchennej - dziadowska oszczędność. Taką wagę można kupić w markecie za 20 złotych i sporo mi zaoszczędziła, bo "na oko" trudno mi było zważyć mięso. Pies miał dostawać około 400-500g, a dostawał ze dwa razy tyle, bo porcja wydawała mi się za mała. Dublując psu porcje dublowałam też koszta i wydawało mi się, że żywienie psa modelem BARF jest niewiarygodnie wręcz drogie.

Zady i walety Wady i zalety diety BARF

W naszym przypadku całe mnóstwo, w tym trzy flagowe:

1) Psy czyszczą sobie zęby. Obydwa miały spory kamień kiedy do nas trafiły, teraz w zasadzie go nie ma w ogóle.
2) Psy na BARFie robią bardzo małe kupy, które dobrze się sprząta.
3) Na BARfie uzyskaliśmy niesamowitą jakość sierści. Nie tylko stała się delikatniejsza i bardziej lśniąca, ale w przypadku suki zauważyliśmy jeszcze jedną zmianę - trafiła do nas jako szorstkowłosa. Po kilku tygodniach na BARF jej włos stał się jedwabisty.
Przy czym karmienie barfem to jednak rozrywka dla ludzi, którzy mają czas, motywację i sporą zamrażarkę.

Przede wszystkim BARF jest tańszy niż karmienie wysokojakościową karmą komercyjną, ale z całą pewnością droższy niż worek suchego papu z Lidla. Nie mam dojść do rzeźni i nie korzystam z rozbiórek, których mechanizm nie jest dla mnie w pełni zrozumiały, więc kupuję normalne mięso klasy human grade i wykarmienie dwóch psów o łącznej masie 30kg, kosztuje mnie w granicach 8-10 złotych dziennie z wyłączeniem smaczków.

Dodatkowo, organizowanie mięsa na wyjazdy jest dużo bardziej kłopotliwe niż zabranie ze sobą worka karmy, ale dajemy radę.

Karmienie BARFem, szczególnie na początku, wymaga uważnego obserwowania psa - głównie w dwóch aspektach, gdzie 1) czy i jak radzi sobie z kośćmi, b) jak wygląda jego kupa i czy nie powinniśmy inaczej manewrować ilością kości oraz podrobów.

BARF również podnosi ciśnienie niektórym weterynarzom i to jest ogółem przykra sprawa, kiedy przychodzę zaszczepić psa albo zlecić morfologię, wet zdziwiony pyta po co mi biochemia, ja mówię że karmię BARFem iiii blokada zostaje zwolniona rozpoczynamy losowanie argumentów od czapy. Do jakiegoś stopnia wynika to z czarnego PR, to znaczy ktoś rzuca psu korpusy wykorzystane do gotowania zupy i się cieszy, bo właśnie zaoszczędził na Puffi, a w internecie pisali że takie żywienie nazywa się barf i jest fantastyczne, a potem te korpusy to jednak psu nie służą za dobrze i Azor ląduje na stole u lekarza, który nie dopyta co faktycznie pies dostał do jedzenia i jaki to miało związek z zasadami obowiązującymi w żywieniu naturalnym, tylko zakłada że każdy barfer jest debilem.

Żywienie BARFem sporadycznie prowadzi do konfliktów w relacjach międzyludzkich, kiedy somsiad Mirek albo miła staruszka z kolejki która odnajduje sens życia w popychaniu mnie w tyłek swoim wózkiem sklepowym trawią łamiącą wiadomość, że ta wołowinka to dla pieska i uznają że to jest ten moment, kiedy trzeba mnie uświadomić, że dzieci w Afryce głodują, nakarmiłabym bezdomnego albo poszła do spowiedzi zamiast kupować psu rarytasy. Te sceny serio miały miejsce, niestety.

Na początku BARF pożera masę czasu i energii na douczenie się, że nie wszystkie ryby się nadają dla psa, że z wieprzowiną to też różnie, trochę zajęło mi ogarnięcie które sklepy prowadzą podroby wołowe, gdzie najbardziej opłaca się kupować konkretny rodzaj mięsa... Potrzebowałam kilku tygodni, żeby wejść w rutynę i poświęcać na żywienie psa może średnio z dziesięć minut dziennie, zamiast przez pół dnia latać po sklepach, a potem to porcjować i mrozić. Przy czym z mojej perspektywy warto. Oczywiście nie jest to równie wygodne co sypanie psu chrupek, ale mam rodzaj dziwnej satysfakcji patrząc jak psy obdzierają z mięsa goleń wołową i metodycznie obgryzają kość.

Nie polecam tego modelu żywienia każdemu, bo wiem że nie każdy ma na to czas, siano i zamrażarkę, ale zainteresowanych odsyłam do mediów społecznościowych Barfnych Korepetycji. Jest tam trochę fotek martwych zwierząt i psów na whole prey (żywionych zwierzakiem razem z futrem, krwią i w ogóle wszystkim), ale to nie są obligatoryjne elementy BARF. 

Comments

Popular Posts