Pięć powodów dla których warto było adoptować psa


W 2018 klamka zapadła i w pewien gorący, letni dzień zaadoptowaliśmy psa. W praktyce wyglądało to tak, że już od jakichś dwóch lat chodził nam po głowie tupot czterech łapek, ale tym wszystkim romantycznym wyobrażeniom o psim przyjacielu towarzyszyła masa wątpliwości. Kupno szczeniaka nieszczególnie wchodziło w grę, o czym innym razem, potem znalazłam w Internecie przecudnej urody Starszego Kundelka do adopcji ze schroniska położonego jakieś 400 kilometrów od naszego miasta. Nakręciłam się na niego jak pies na salami, ale ostatecznie został zaadoptowany przez kogoś innego, co popchnęło mnie do podejmowania bardziej racjonalnych kroków i odwiedzenia jakiegoś lokalnego schrona zamiast zakochiwania się przez portal społecznościowy. Z siedmiu psy-tulisk w okolicy wybraliśmy nieświadomie to najdalej położone, w sumie tylko dlatego, że miało najwięcej polubień od moich znajomych na fejsie. Tam poznaliśmy pchlarza - psa, który reprezentuje wszystko, czego NIE chcieliśmy od naszego pierwszego kundla, a jednak złapał nas na serca.

I to była najlepsza decyzja tego roku, z co najmniej z pięciu powodów.

1) Zrealizowałam marzenie

Od kiedy pamiętam chciałam mieć psa i próbowałam przekonać rodziców, że to świetny pomysł (wtedy to na pewno nie był świetny pomysł). Miałam za to dużo czasu, żeby się utwierdzić w przekonaniu, że naprawdę chcę wziąć bycie opiekunem na klatę i cieszę się, że decyzja zapadła w tym a nie innym momencie - pchlarza poznaliśmy tydzień po zakończeniu jego kwarantanny.

2) Chodzę na długie spacery

Długie spacery okazały się strasznie fajne. Robię zdjęcia, mam czas na myślenie, ogółem spacer z psem to zdecydowanie najlepsza część dnia, chociaż bardzo się bałam porannego wstawania i jakichś mitycznych historii o staniu w deszczu przez pół roku. Dużo osób wydaje się szczerze zdziwionych, że mam w codziennym grafiku ok. 10 kilometrów i daję radę nie robić tej samej trasy pięć razy w tygodniu, ale te spacery bardzo przypominają mi spędzanie czasu na świeżym powietrzu w późnych latach 90-tych, kiedy jako dziecko głównie biegałam gdzieś po okolicy. Najwyraźniej osiągnęłam już ten wiek, kiedy dzieciństwo wspomina się z rozrzewnieniem.

3) Nauczyłam się czegoś nowego

Nauczyłam się masy nowych rzeczy. Nie tylko o życiu z psem, takim pozbawionym hurraoptymistycznego kolorytu, w którym uśmiechnięty piesek żyje na taniej, dostępnej w każdym markecie i jednocześnie pełnowartościowej karmie, "grzecznie" się bawi i "z wdzięczności" realizuje wyobrażenia właściciela o własnym "podejściu do zwierząt", chociaż to też, przy czym największą lekcję dostałam na starcie w schronisku, kiedy wjechałam cała na biało gotowa uratować komuś życie i zderzyłam się z realiami. Mniej więcej miałam świadomość, że nie jestem gotowa na adopcję szczeniaka, ale miałam też dość kosmiczne wyobrażenia o stanie psychicznym psów schroniskowych. I bardzo się cieszę, że już ich nie mam.

4) Przestałam być "cmokaczem"

Pokusa jest nadal silna i chciałabym dla własnej przyjemności wygłaskać każdego psa jakiego widzę, ale bycie przewodnikiem nauczyło mnie, żeby tego nie robić i cmokanie na cudze psy jest dość wysoko na liście najbardziej bezmyślnych rzeczy, które robiłam w życiu przed-kundlowym.


5) Dwa miesiące później adoptowaliśmy drugiego psa

Tak konkretnie to sukę. I to też była dobra decyzja.

Comments

Popular Posts