Dlaczego nie chcieliśmy adoptować szczeniaczka




Po adopcjach, szczególnie tej drugiej, dostałam dużo komplementów, które przyjemnie pompowały moje ego. Usłyszałam o sobie, że mam dobre serduszko, że pieski na pewno są wdzięczne, że to taka trudna decyzja oraz, że przecież każdy woli szczeniaczka, a ja z tego zrezygnowałam. To ostatnie stwierdzenie było i jest trochę niewygodne, bo ja nie chciałam brać na siebie wychowania szczeniaka i nie było to żadne poświęcenie. Tłuściutkie szczeniaczki mają to do siebie, że po pewnym czasie stają się namolnymi podlotkami, zwyczajowo sikają w domu i równie często dokonują jakichś zniszczeń, wymagają też dużo pracy, czasu i cierpliwości. Uwzględniliśmy w szacunkach, że nie pracujemy zdalnie, nieszczególnie mamy czas na psie przedszkole, nie znamy się na wychowywaniu szczeniąt, a do tego wynajmujemy mieszkanie i wszystkie te okoliczności przemawiają za adopcją psa starszego i niewielkich gabarytów, który w teorii (i przy założeniu, że schronisko dostarczy nam kompletnych informacji na jego temat), powinien być łatwiejszy w ogarnięciu.

Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na szczeniaka?

1) Cena szczeniaka z rodowodem FCI

Tak się składa, że mam wielu znajomych którzy kupili psa "okazyjnie" - czyli bez metryki. Tak się złożyło, że dużo z tych psów szczęśliwie ma piękne, kochane charaktery, ale też różne problemy ze zdrowiem, nierzadko dość kosztowne, czasami naprawdę tragiczne w skutkach. Także nawet jeśli kiedykolwiek przeszłoby mi przez myśl, żeby kupić sobie dobermana, maltańczyka albo ONka za 500 złotych, to szybko pomyślałabym też o kosztach weterynaryjnych i nerwach na które zostali narażeni moi znajomi. Sprawdziliśmy ceny z hodowli FCI i jeśli chodzi o rasy, które podobają się nam stricte wizualnie, uznaliśmy te stawki za zaporowe. Co więcej - o ile rozumiałam rolę inwestycji w szkolenie, klatkę, jedzenie itd., tak niekoniecznie podobało mi się inwestowanie w to co powyżej, plus kilka tysięcy za psa o określonych cechach, które na dłuższą metę jako laikowi mogłyby mi się odbić czkawką.

2) Nie znam się na wychowaniu szczeniaków

Nie jestem naiwna i nie wyobrażam sobie uczenia psa metodami pokroju wsadzanie-nosa-w-kałużę-sików albo lekkie-wciery-dwie-godziny-po-zdemolowaniu-salonu, bo mam świadomość, że potem będę musiała stawić czoła konsekwencjom takich pomysłów. A ponieważ jestem z tych, którym podobają się duże psy, nie chciałabym zepsuć psychiki silnemu Azorkowi, który może wyciągnąć (i raczej na pewno wyciągnie) z takich nauk mylne wnioski. Liczyłam się z pracą nad dorosłym, adoptowanym psem, ale miałam nadzieję, że przynajmniej ominie mnie nauka czystości oraz memłanie wszystkiego, łącznie z listwami przypodłogowymi oraz każdym kablem w zasięgu zębów. Oczywiście ryzykowałam różne problemy behawioralne dorosłego psa, ale, znowu, liczyłam na rzetelną opinię wolontariuszy i pracowników schroniska i przy każdym interesującym mnie psie pytałam, czy wrócił już z jakiejś adopcji.

3) Nie chciałam brać szczeniaka po nieznanych rodzicach

W schroniskach co jakiś czas pojawiają się mioty małych, puchatych kuleczek, czasami porzuconych bez mamy, czasem z matką, co może dać jakieś wyobrażenie o ich przyszłych rozmiarach, ale może też okazać się piękną katastrofą, jeśli ojciec był z zupełnie innej parafii. Nie chciałam testować mojego szczęścia psem, który zapowiadał się na 10 kilogramów, a osiągnął 30 i charakter kaukaza.

4) Wynajmowanie mieszkania

Przed adopcją zastanowiliśmy się bardzo serio, co może podczas naszej nieobecności zepsuć pies. A potem zabezpieczyliśmy wszystko co nam przyszło do głowy. Szafki zostały zamknięte na specjalne klipsy, szuflady zaklejone łapkami z taśmą, cenne rzeczy pozabierane z półek, na laptopa wygospodarowałam najwyżej położoną szafkę, na schodach pojawiła się bramka anty-dziecięca. Usunęliśmy z przedpokoju szafkę na buty i zaczęliśmy je chować do zamkniętej szafy. Z pewnymi ryzykami po prostu musieliśmy się liczyć i było nim chociażby rozerwanie na strzępy sofy (nie naszej, więc musieliśmy wliczyć w koszta odkupowanie mebla) oraz wydrapanie dziur w ścianach. Kupiliśmy co prawda klatkę kennelową, ale tutaj musieliśmy uwzględnić możliwość wokalizowania i lęku separacyjnego. To, że nie ziścił się żaden z naszych koszmarów to była kwestia szczęścia.

5) To co mnie wzrusza

Starsze porzucone psy po prostu ruszają we mnie jakąś strunę, której nie dotykają szczeniaki. I nie mam tutaj na myśli grania na emocjach smutnymi zdjęciami z jakimś terorryzującym opisem w stylu "przepraszam, że żyję" albo "będę cię kochał jakbym był rasowy", bo uważam taką narrację za szkodliwą - tak naprawdę nie ma gwarancji, czy uchwycony w kadrze burek nie ma poważnych kłopotów z zachowaniem, a te posty generują dużo nieprawdziwych stereotypów o kundelkach, które rzekomo kochają bardziej i z tej wdzięczności będą tak trochę niewidzialne i od razu z wgranym oprogramowaniem ułożonypies.exe. To prowadzi do wielu bolesnych rozczarowań, na których ostatecznie cierpią zwierzęta oddawane z nieudanych adopcji, kiedy argumentem na ich niekorzyść okazało się, że ciągnęły na smyczy albo wytarzały się w odchodach i wskoczyły na kanapę (prawdziwa historia). Biorąc dorosłego psa, a potem dorosłą sukę, miałam z tyłu głowy najbardziej popularne ryzyka, ale uznałam też, że to jest to - mogę mieć od ręki kompana do długich spacerów i wspólnie spędzanego czasu i mogę wiele zmienić w życiu tego psa, możliwe że z pominięciem okresu sikania na podkłady, pilnowania szczepień i socjalizowania szczeniaka, na czym się nie znam.


Podsumowując, psów do adopcji jest od groma - szczeniaków, staruszków, w średnim wieku, w typie, w typie wszystkich ras jednocześnie :), czasami nawet z metryką lub rodowodem. Jeśli ktoś chce odchować szczeniaka, to na pewno znajdzie ich kilka w najbliższej okolicy i chociaż sama jestem bardzo zadowolona z moich piesków w średnim wieku, to nic mi do cudzych preferencji. Nie do końca rozumiem, czemu tyle osób chce koniecznie wychować sobie psa (szczególnie jeśli uwzględnić jak fatalnie to wychowywanie często wygląda), ale to zawsze jest jakaś szansa dla tego szczeniaka na dorastanie przy człowieku, a nie w boksie.

Comments

Popular Posts