Psie menu w restauracjach - ballada o tourist bait i szukaniu frajera



Na psiej grupie w okolicy pewnego dużego ośrodka turystycznego pojawiło się zdjęcie "psiego menu" z lokalnej knajpy. Menu wyglądało na zaprojektowane przez przeciętnie zdolnego ośmioletniego użytkownika programu Paint, a pozycje przedstawiały się jak poniżej:

"Sucha karma dla dużych piesków (80gr) - 6zł.
Mokra karma (300gr) - 14 zł.
Sucha karma dla małych piesków (80gr) - 6 zł
Mokra karma (150gr) - 10 zł."

Mam dużo emocji związanych z tym menu, szczególnie że jakaś miłośniczka lokalu odpowiedziała na moje pytania kpiącą emotką i poprosiła, żebym się nie kompromitowała. Co chciałam wiedzieć:

1) Jaka to karma? 
2) Jak długo jedno opakowanie stoi otwarte?

No najwyraźniej za dużo chciałabym wiedzieć. Menu dla psów to taki śmieszny wynalazek, który nie ma sensu, ale ściąga psiolubnych naiwniaków do lokalu. Parę osób z tego wątku wyszło z założenia, że skoro restauracja ma psie menu, to znaczy że dba o jakość tego jedzenia. W teorii może tak jest, w praktyce, szczególnie z tą karmą komercyjną, byłabym ostrożna. 

Po pierwsze, jeśli my się zatrujemy w knajpie, możemy to zgłosić do sanepidu i mieć nadzieję, że ktoś się nami zainteresuje. W przypadku jakichkolwiek problemów żołądkowych psa, w tym na przykład ostrego zapalenia trzustki, nie ma żadnych norm ani reguł postępowania z psim żarciem, które można skontrolować. Nie ma żadnych zasad dotyczących przechowywania tej żywności, podawania, mycia rąk, mycia desek do krojenia etc. Ta "sucha karma" mogła się wziąć z worka jednego producenta albo jakiegoś miksu, który stał otwarty trzy miesiące. Porcyjka mokrej karmy? Tak samo, puszka mogła stać otwarta w szafce od zeszłej Wielkanocy. Nie ma się też żadnej gwarancji, czy ten produkt nie został dosmaczony olejem roślinnym, obciążającym i niepolecanym dla psiego organizmu. 

Konflikt w tym wątku eskalował, pan z innej restauracji upublicznił swoje menu, w którym była "wołowina". Po wypytaniu co rozumie przez słowo "wołowina" okazało się, że... serce wołowe. I gotowane ziemniaki polane olejem lnianym. Pan się upierał, że olej lniany jest elementem diety BARF. Po pierwsze - nie jest, po drugie - i co z tego, skoro w tym samym daniu nie ma mięsa mięśniowego, fundamentu tego modelu żywienia. Ale to ja tu jestem szurnięta i się kompromituję. 

Nie udało mi się też dowiedzieć, czy ziemniaki są gotowane osobno. W sensie bez soli, bo to jest trochę istotne. Ale na kłopotliwe pytania nie ma odpowiedzi, jest za to kolejne menu, w którym ktoś serwuje psom "miks podrobów drobiowych". Fajnie, ale "drób" to dość rozległe pojęcie, "podroby" w sumie też. Właściciele małych psów trochę ryzykują "miksem" samej wątróbki, ale niepotrzebnie histeryzuję, lokals chce zarobić, a ja nie daję się zbywać. I w sumie to jest gotowane, surowe, sparzone, przemrożone? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.

W pewnym momencie na tapetę wjeżdża mój ukochany argument - ale przecież ziemniaki są w najlepszych karmach. Tak, są. Tak się też składa, że bardzo chciałam znaleźć jakąś, jakąkolwiek normę jakości dla karm komercyjnych. I takich, tak jakby, no, hmm nie ma. To znaczy nazwa ma znaczenie "z, bogata w, o smaku itd", ale w zasadzie to tyle. Nie wiadomo za to, czy ten "kurczak" to mięso mięśniowe czy miks odpadów. Nie wiadomo jakiemu procesowi poddano te ziemniaki, ani jakie kompetencje tak ogółem ma osoba która zaprojektowała skład karmy. Tak się składa, że nie jemy psów. W związku z tym standardy ich żywienia nie są szczególnie wyśrubowane.

Tylko dlatego, że jakiś właściciel hipsterskiej knajpy uznał, że potrafi skomponować psi posiłek, nie znaczy że ma jakiekolwiek pojęcie o psim żywieniu. Nie znaczy to też, że jest Gargamelem i chce wszystich potruć, po prostu jeśli chcecie karmić swoje psy dobrze... może niekoniecznie korzystajcie z tych menu. 

Comments

Popular Posts